[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Rafę.
Co on tutaj robi? I co, jeśli przegra walkę?
Podniosłam się. Zrobiłam krok do przodu, a potem w tył. Musiałam to przerwać. Nie
chciałam, żeby Rafe został ranny. Serce waliło mi jak oszalałe. Chciałam wołać o pomoc, ale
nie mogłam ryzykować, że go rozproszę, lak mocno zaciskałam pięści, że paznokcie wbijały
mi się w dłonie.
Słychać było wściekłe wrzaski kota i warczenie wilka. Walka była zaciekła. Zatapiali w sobie
nawzajem Idy i pazury. Widziałam, że Rafe krwawił. Chciałam rzucić się tam i mu pomóc.
Chciałam, żeby był bezpieczny, żeby ta cholerna puma zniknęła.
Kot w końcu odskoczył i uciekł w gęstwinę. Wilk zrobił krok w moją stronę i upadł.
Podbiegłam, padłam na ziemię i oparłam jego głowę na kolanach. Miał rozoraną łopatkę i
zad. Usiłował podnieść głowę, ale nie pozwoliłam mu na to. Delikatnie gładząc jego futro,
szeptałam:
- Odpoczywaj. Musisz wyzdrowieć. Wszystko będzie dobrze.
Patrząc mu w oczy, myślałam o tym, że jeszcze nigdy nie byłam tak szczęśliwa z czyjegoś
przybycia, ale chodziło o coś więcej niż fakt, że ocalił mnie przed pumą. Po prostu cieszyłam
się na jego widok. Chciałam wiedzieć, co porabiał, jak sobie radził. Miałam do niego całe
mnóstwo pytań, ale przede wszystkim pragnęłam trzymać go w objęciach. Polizał mnie po
kolanie, jakby chciał przekazać, że czuł; to samo. Nie skrzyczałam go, że skradł mi
pocałunek.
Nagle trzasnęła gałązka. Odwróciłam szybko głowę i zobaczyłam chłopaka, którego
poznaliśmy w barze.
Dallasa.
- Jesteś zaklinaczką wilków czy co? - zapytał.
- Staram się opanować - powiedział Dallas. -Ale to... zupełne szaleństwo. Jezu. Nie mogę
uwierzyć. Wilkołaki. One istnieją.
Od pierwszej chwili wiedziałam, że nie było sensu kłamać. Sytuacja nie mogła być już
gorsza. Ciuchy Rafe'a leżały na ziemi. Jego krwawiące rany zasklepiały się na oczach
Dallasa. Niby jak miałam to wyjaśnić? Ja, tuląca wilka i przemawiająca do niego czule. Czy
normalni ludzie tak robią?
Tak więc zabrałam Dallasa do naszego obozu. Zaledwie po paru minutach marszu dołączył do
nas Rafe, już w ludzkiej postaci, kompletnie ubrany. Widząc go ponownie, niemal zakręciło
mi się w głowie. Nie zdawałam sobie wcześniej sprawy, że za nim tęskniłam, zapewne o
wiele bardziej niż powinnam. Odniosłam wrażenie, że i on się stęsknił, kiedy bez słowa podał
mi pojemnik z jeżynami. Był pełny.
A teraz siedzieliśmy przy ogniu, na którym gotowały się dwa zające. Nie sądziłam, żebym
była zdolna jeść. Katastrofa wisiała w powietrzu.
- Wolimy określenie Zmiennokształtni - zasugerował Lucas. - Wilkołaki to takie...
hollywoodzkie.
- Nie chciałem was urazić. Jezu. Mason ciągle gadał o wilkołakach, ale ja myślałem, że po
prostu mu odbiło. %7łe jego nadzwyczajna inteligencja w końcu spowodowała pomieszanie
zmysłów.
- Znasz Masona Keane'a? - wyrzuciłam z siebie.
- Trudno, żebym nie znał, skoro pracuję... pracowałem w Bio-Chrome.
- Pracowałeś? - zapytał podejrzliwie Lucas.
- Tak. Zrezygnowałem jakieś dziesięć dni temu. Postanowiłem zrobić sobie dawno zaległe
wakacje. 1 byłem ciekaw. Chciałem przekonać się, czy naprawdę istniejecie.
- I dlatego nas śledziłeś? - zapytał Connor.
- Spokojnie, stary. A że on mnie śledził, to w porządku? - Wskazał kciukiem Rafe'a. - Nie
żebym go widział. Po prostu czułem jego obecność.
Tak, wiedziałam coś o tym. A więc to wrażenie, że byliśmy obserwowani... to był Dallas.
Choć mógł to być także Rafe, który krążył w pobliżu, żeby mieć na nas oko.
- Czemu nas śledziłeś? - dopytywała się Kayla.
- Jestem naukowcem. Potrzebny mi dowód. Czy wszyscy jesteście... - urwał, patrząc na nas
po kolei.
- Jeśli ci powiemy, będziemy musieli cię zabić
- syknął Rafe, a ja nie byłam przekonana, czy żartował.
- Posłuchaj, stary, ja nie mam złych zamiarów, j Po prostu chciałem się przekonać, czy
naprawdę istniejecie. Z tego, co słyszałem, wynikało, że jesteście wściekłymi bestiami.
- A teraz już wiesz, że tacy nie jesteśmy - stwierdził Lucas. -1 co ci to daje?
Kayla nakryła jego dłoń swoją. Zastanawiałam się, czy była świadoma, że Lucas usiłował
zdecydować, co z nim zrobić. Najgorszy scenariusz zakładał jego eliminację, ale nie
sądziłam, żebyśmy się' do tego posunęli. Mogliśmy zabrać go do Wilczego Szańca i
przekazać starszyznie, żeby zdecydowała, co dalej. Mogliśmy też zaryzykować i po prostu puścić
go wolno. No bo kto by mu uwierzył?
- Proponuję, żebyśmy wszyscy trochę wyluzowali, okej? Jestem po waszej stronie.
Pomyślałem, że jeśli naprawdę istniejecie, powinienem powiedzieć wam, co wiem. A gdyby
się okazało, że wasze istnienie to bujda, wtedy przynajmniej potwierdziłoby się, że
pracowałem dla bandy szaleńców.
- Co takiego wiesz? - zapytał Connor.
- Na zalesionym terenie graniczącym z parkiem narodowym Bio-Chrome wybudowało w
zeszłym roku laboratorium. Trochę dziwna lokalizacja, nie? Z dala od wszystkiego, w samym
środku niczego. %7ływność i wszystko inne dostarczają helikoptery. Mieszkamy tam i
pracujemy. Prawie jak w więzieniu. Szczerze mówiąc, nie byłem pewien, czy pozwolą mi
odejść. W każdym razie to wszystko owiane jest tajemnicą. Kiedy ubiegałem się o pracę,
wiedziałem tylko, że prowadzone tam badania dotyczą identyfikacji  genu M". Tak brzmi
robocza nazwa. Idiota, pomyślałem, że może chodzi o miłość... Odkrycie czegoś, co by
pomogło niezaradnym w życiu uczuciowym. Naprawdę nie miałem zielonego pojęcia.
Dopiero, kiedy podjąłem pracę, okazało się, że  M" oznaczało metamorfozę. I że chodzi o
wilkołaki. Myślałem, że to jakiś żart.
Wpatrywał się w ogień. Zastanawiałam się, czy chce coś jeszcze dodać, czy nie może
otrząsnąć się z szoku, że naprawdę istniejemy.
- Doktor Keane i Mason mieli prawdziwą obsesję. Ciągle mówili o tym, że chcą złapać wilkołaka
i poddać go badaniom. Wydawało mi się to barbarzyństwem. To znaczy, jeśli wilkołaki
naprawdę istniały, więzienie ich byłoby równoznaczne z odebraniem im ich praw.
Wspomniałem o tym, al$ Mason stwierdził, że wilkołaki to nie ludzie, a więc nie mają
żadnych praw. To nie było w porządku.
Cały Mason, pomyślałam. Zerknęłam na Kaylę. Była smutna. Nie rozumiała, dlaczego inni
nie mogli uwierzyć w nasze istnienie, tak po prostu. Jak ZKK biła to ona.
- Dlaczego nie powiedziałeś nam o tym tamtego wieczoru? - zagadnął Lucas.
Dallas spojrzał na niego.
- Chciałem, ale to wszystko wydawało się takie śmieszne. - Znowu zapatrzył się w swoje
dłonie, jak wtedy w barze.
- Więc uznałeś, że śledzenie nas będzie lepszym rozwiązaniem? - Connor nie był przekonany.
- Nigdy wcześniej nie bawiłem się w Jamesa Bonda, okej? Więc mi wybaczcie. Poza tym
widziałem, do czego on jest zdolny. - Wskazał na Rafe'a. - Mogłeś mnie zabić, ale udało mi
się dotrzeć aż tutaj.
- No i wracamy do pytania, po co właściwie tu jesteś - drążył temat Lucas.
- Po prostu uznałem, że powinniście wiedzieć, co planują.
- Powiedziałeś, że laboratorium znajduje się na terenie graniczącym z parkiem. Gdzie
dokładnie?
- Przy północno-wschodnim narożniku parku.
- Pokażesz nam? - zapytał Lucas.
- Znaczy jak? Na mapie?
Lucas spojrzał na niego wzrokiem mówiącym  nie igraj ze mną". Sądząc po tym, że oczy
Dallasa lekko się rozszerzyły, musiał właściwie zrozumieć przekaz.
- Myślałem o tym, że mógłbyś nas tam zaprowadzić - wyjaśnił Lucas.
- Nie ufacie mi - odpowiedział Dallas lekko urażonym głosem.
- Po prostu powiedzmy, że mieliśmy już tę nieprzyjemność zetknąć się z Bio-Chrome.
Nagle Dallas, sprawiając wrażenie bardzo zdenerwowanego, rozejrzał się. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • reyes.pev.pl