[ Pobierz całość w formacie PDF ]
khorajskich \ołnierzy. Ale właśnie padło czterech z nich, a potem jeszcze trzech znalazło się na
ziemi, odruchowo próbując zacisnąć dłonie na krwawiących śmiertelnych ranach.
Dwaj wrogowie byli coraz bli\ej. Powoli - walcząc z obrońcami Haszyda, odnosząc rany i
krwawiąc - ale się zbli\ali. Ich cel był oczywisty - satrapa i on sam, Sdemak. Tylko śmierć dwóch
dowódców armii Vagaranu mogła zniweczyć plan kontrataku i umo\liwić Shemitom nie tylko
odwrót z małymi stratami, ale równie\ odniesienie zwycięstwa. Przecie\ bez rozkazów sygnalistów
oddziały Haszyda ulegną dezorganizacji, przemienia się w tępą ludzką masę pozbawioną jednego
wspólnego mózgu...
-29-
Pod potę\nymi uderzeniami wrogich wojowników błyskawicznie zginęli wszyscy obrońcy Haszy
da. Pomiędzy atakującymi i namiotem, w którym ukrywał się satrapa, pozostał ju\ tylko
głównodowodzący oddziałami Vagaranu.
Rycząc jak ranny zwierz, Sdemak wyciągnął szablę i rzucił się na przeciwnika. Sygnał do ataku
zszedł na drugi plan. Teraz najwa\niejsze było uratowanie Haszy da.
- Odsuń się, dowódco! - zawołał ochryple stary, siwowłosy Bartos, jedyny z dziesiątki Conana,
który pozostał jeszcze przy \yciu i walczył z Cymmerianinem ramię w ramię. - Brodacz jest mój!
A ty wez się za Haszyda!
Bartos, rodowity Zamoryjczyk, wojownik niemal od urodzenia, biorący udział w niezliczonej
liczbie pochodów i bitew i przez cały czas pozostający prostym \ołnierzem, uniósł nad głową długi
prosty miecz, ostry z jednej strony i pokryty przera\ającymi szczerbami z drugiej, lewą ręką
wyciągnął zza pasa kind\ał i ruszył na Sdema-ka, zapominając natychmiast o istnieniu Conana.
Gdy pytano go, dlaczego będąc tak doświadczonym wojownikiem, przez cały czas jest tylko
zwykłym \ołnierzem, Bartos nieodmiennie odpowiadał: Jeśli armia zostanie pokonana, a dowódca
pojmany, powieszą go. A jeśli nie trafi do niewoli, to i tak powieszą go swoi, za to, \e przegrał
bitwę. A po co mi to? Niee, ju\ lepiej być zwykłym szeregowcem"!
Całe doświadczenie, cały swój kunszt prostego \ołnierza Bartos wło\ył w tę walkę, walkę jeden na
jednego. Zazgrzytały skrzy\owane miecze i Sdemak się zachwiał. Nigdy by się nie spodziewał, \e
w tym starym wojowniku drzemie siła olbrzyma. W tym momencie zupełnie zapomniał o
bezbronnym sygnaliście, który zastygł na skraju skały. Sygnalista z przera\eniem obserwował
bitwę i nie miał bladego pojęcia, kiedy nale\y dać sygnał do kontrataku... Dzięki temu resztkom
wojsk Shemu udało się wydostać z doliny i przedrzeć na pustynię.
Dwaj przeciwnicy wymieniali się potę\nymi ciosami; leciały iskry, krzesane uderzeniami stali o
stal. W tym czasie Cymmerianin dobiegł do namiotu i szybko się obejrzał. Pięciu wrogich
\ołnierzy biegło od strony, gdzie pozostawił Faruma i Jozufa. Nikt im nie strzelał w plecy, a więc
łucznicy równie\ polegli. Czyli zostało ju\ tylko ich dwóch: Conan i Bartos. Ale vagarańczyków
równie\ pozostało niewielu - brodacz, satrapa Haszyd i \ołnierze z gwardii satrapy. Tych nie mogło
być wielu - namiot był bardzo mały, więcej ni\ dwóch \ołnierzy się w nim nie zmieści.
-30-
Biorąc zamach mieczem, przybysz z Północy rozpruł tkaninę kryjówki Haszy da od góry do dołu.
Namiot opadł na ziemię, obna\ając dwóch przestraszonych mę\czyzn: samego Haszyda i jakiegoś
wąsatego starca w czarnej szacie. Conan znowu się zamachnął.
Gdy głównodowodzący Sdemak zauwa\ył, \e gigant ju\ jest w namiocie Haszyda, poczuł
przypływ nowych sił. Na miecz Bartu-sa spadł mia\d\ący cios, a potem jeszcze jeden i jeszcze
jeden... Stary wojownik nie wytrzymał. Po kolejnym uderzeniu Sdemaka upadł na plecy. Zdą\ył
jednak wystawić przed siebie miecz, \eby sparować kolejny cios przeciwnika. Ostrze miecza
Sdemaka zostało odbite, ale vagarańczyk nie wypuścił broni z rąk. Wykorzystując chwilę oddechu,
Bartos zdołał unieść się na łokciu. Pozostała mu jeszcze jedna jedyna szansa, \eby nie zostać
pokonanym. W powietrzu zalśnił miecz głównodowodzącego wojskami Haszyda i rąbiąc obojczyk,
zatopił się głęboko w piersi Zamoryjczyka.
W mózgu Bartosa zapłonęło oślepiająco błękitne światło i świat wokół pociemniał. W ostatniej
chwili wojownik zdą\ył wysunąć przed siebie zaciśnięty w lewej ręce kind\ał i na jego cienkie
ostrze nadział się nieosłonięty bok Sdemaka, który nie zdą\ył jeszcze wyciągnąć z ciała starego
wojownika swojego miecza.
Czarownik Aj -Berek, osobisty doradca Haszyda, czekał do ostatniej chwili. Zawczasu
przygotowane zaklęcie - na wypadek nieoczekiwanego napadu na władcę Vagaranu - było zbyt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]