[ Pobierz całość w formacie PDF ]

naprawdÄ™ bÄ™dzie jÄ… kochaÅ‚. GÅ‚Ä™bokÄ…, trwaÅ‚Ä… miÅ‚oÅ›­
cią. Zasługiwała na miłość i nie zadowoli się
namiastkami.
Drzwi łazienki otworzyły się i stanął w nich
Richard w granatowym jedwabnym szlafroku.
- Chodz ze mną - poprosił, wyciągając rękę.
MIRANDA LEE
266
- DokÄ…d?
- Do mojego gabinetu.
Gabinet w penthousie w niczym nie przypominał
tego w domu rodzinnym Richarda: słoneczny, o jas-
nożółtych ścianach, z posadzką wyłożoną jasnymi
kaflami. Szklane drzwi prowadzÄ…ce na ogromny
taras. Jedna ściana zabudowana od podłogi do sufitu
regałami na książki. Przed lekkim nowoczesnym
biurkiem niebiesko-żółty dywan. Na blacie nic poza
aparatem telefonicznym i laptopem.
- Usiądz. - Richard wskazał niebieski fotel za
biurkiem.
Usiadła, nie mając pojęcia, o co chodzi. Richard
stanął obok niej. Włączył maszynę, kliknął kilka
razy myszką i na ekranie pojawiło się zdjęcie
brunetki, której Catherine Zeta-Jones mogÅ‚aby pa­
rzyć kawę, a i to niecodziennie.
- To pierwsza dama ze Szczęśliwej Pary, z któ­
rÄ… siÄ™ spotkaÅ‚em - wyjaÅ›niÅ‚. - Producentka telewi­
zyjna. Trzydzieści cztery łata, rozwiedziona.
Na ekranie pojawiła się kolejna ciemnowłosa
piękność.
- Druga kandydatka. Lekarka. Trzydzieści pięć
lat. Nigdy nie była mężatką.
Jeszcze dwa zdjÄ™cia brunetek opatrzone lakonicz­
nym komentarzem Richarda. Wszystkie cztery da­
my miaÅ‚y wyższe wyksztaÅ‚cenie i byÅ‚y oszaÅ‚amia­
jąco piękne.
Richard wyÅ‚Ä…czyÅ‚ komputer, odsunÄ…Å‚ go i przy­
siadł na skraju biurka.
NIEPRZYPADKOWA DZIEWCZYNA 267
- Jesteś zdziwiona, że skorzystałem z usług
agencji. Powiem ci, dlaczego to zrobiłem. Mam
trzydzieści osiem lat, Holly. Kochałem, byłem
żonaty i zostałem boleśnie zraniony. Przez półtora
roku prawie nie widywałem ludzi, nie mówiąc już
o tym, żeby umawiać się z kobietami. Ale życie
toczy się dalej. Nie chcę być dłużej sam. Nie chcę
wracać do pustego domu i zasypiać w pustym
łóżku. Poza tym chciałbym mieć dziecko. Teraz,
a nie kiedy będę starym ramolem.
Holly wyprostowała się w fotelu. Dziecko. Stąd
ten pośpiech. Mogła się domyślić.
- Chcę mieć żonę i dziecko - powtórzył. - Zbyt
długo żyłem jak pustelnik. Nie miałem ochoty co
weekend krążyć po barach dla singli, licząc, że
w końcu trafię na odpowiednią kobietę.
- Spotykasz przecież mnóstwo kobiet w pracy.
Masz znajomych, bywasz na przyjęciach...
- Mam trzydzieści osiem lat. Wolne kobiety
w moim wieku to na ogół rozwódki ze zbyt dużym
bagażem emocjonalnym jak dla mnie. Mam swój
wÅ‚asny. Reece'owi siÄ™ udaÅ‚o, poznaÅ‚ dziÄ™ki SzczÄ™­
śliwej Parze Alanę. Pomyślałem, że ja też spróbuję.
Holly musiała przyznać, że w tym, co mówi
Richard, jest dużo sensu.
- I nie udało się?
- Nie.
- Ale wszystkie te kobiety sÄ… piÄ™kne. I wy­
kształcone.
- I wszystkie polujÄ… na pieniÄ…dze.
268 MIRANDA LEE
- Skąd ta pewność?
- Uwierz mi.
- Między innymi chyba o to chodzi. Do tej
agencji zgÅ‚aszajÄ… siÄ™ kobiety, które szukajÄ… bogate­
go męża.
- Widocznie, jak dla mnie, szukajÄ… zbyt na­
chalnie. Reece miał szczęście. Znalazł prawdziwy
diament między świecidełkami.
- Są piękne - powtórzyła Holly.
- To powierzchowne piękno.
- Czy... spałeś z którąś z nich?
Holly wzdragała się przed tym pytaniem, ale
musiała wiedzieć.
- Z żadną. Nie pociągały mnie. Za to na twój
widok, najdroższa Holly, krew od razu zaczęła
szybciej krążyć mi w żyłach. - Richard ujął jej
twarz w dłonie i pocałował.
Był to ciepły, serdeczny pocałunek. Holly była
już pewna, że zakochała się w Richardzie na dobre
i na złe.
Miał wszystko, czego szukała w mężczyznie.
Problem w tym, że jego serce zawsze już miało
należeć do innej.
Azy napÅ‚ynęły jej do oczu, przyprawiajÄ…c o pa­
nikę. Nie chciała, żeby wiedział, co do niego czuje,
a płacz by ją zdradził. Richard wykorzystałby jej
słabość i zmusił do zrobienia tego, czego zrobić nie
chciała: poślubienia go.
Teraz ona ujęła jego twarz w dłonie i oddała
pocałunek, by ukryć łzy.
NIEPRZYPADKOWA DZIEWCZYNA 269
A więc kochała go. I nic nie mogła na to
poradzić.
- ZawiozÄ™ ciÄ™ do domu - szepnÄ…Å‚ Richard.
- ProszÄ™.
Będzie nadal się z nim spotykała. Będzie z nim
sypiała. Ale w żadnym wypadku nie wyjdzie za
niego.
- Nadal chcesz, żebym zabrał cię do jakiejś
miłej knajpki na śniadanie?
Nie było sensu udawać, że nie. Skinęła głową,
Richard się uśmiechnął, i tak przypieczętowała
swój los.
ROZDZIAA JEDENASTY
- Richard. Nie mogłam uwierzyć, że to ty!
Poznał ją po głosie, nie musiał nawet podnosić
oczu znad Å›wietnego risotta z kurczakiem i pieczar­
kami, które od razu straciło smak.
Popełnił błąd, że przywiózł Holly do modnej
restauracji, w której lubiła kiedyś bywać Joanna.
Mógł przewidzieć, że natknie się na którąś z jej
znajomych.
- Jak siÄ™ masz, Kim.
Kim nie była znajomą, była przyjaciółką Joanny
i to najbliższÄ…, pierwszÄ… druhnÄ… na jej Å›lubie. Ri­
chard początkowo ją lubił. Wszystkie przyjaciółki
Joanny były pogodne, gadatliwe, zabawne. Zmienił
zdanie, kiedy Kim usiłowała się z nim przespać, nie
bacząc, że jest w domu najlepszej przyjaciółki, że
obiekt jej awansów jest tejże przyjaciółki mężem, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • reyes.pev.pl