[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i napełnił trzyszklanki. - Za długie życie!
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
122
- Za życie - Dan zawtórował mu ponurymgłosemi po-
ciągnął łyktrunku.
- Za życie- powiedziała Cassie.
Ed szybko opróżnił swoją szklankę i nalał następną, po-
dwójną porcję.
- Hej, dziewczyno, niepatrz na mniewtensposób! - Za-
uważył uniesione brwi Cassie. - Jakbymwidział swoją żonę!
- Nie powiedziałamani słowa - zaprotestowała. - Ale je-
żeli chcesz nas odwiezć, to oczywiście mamna ten temat
swoje zdanie.
- Racja, - Z żalemodstawił szklankę na biurko. - Nie
ukrywam, żejestemwpaskudnymnastroju. Moja córka uro-
dziła wreszcie dziecko: wielkiego zdrowego chłopaka. -
Twarz Eda rozpromienił uśmiech. - %7łona poleciała dziś rano
na Florydę, żebyz nią trochę pobyć, a ja, jakzwykle, muszę
pilnować gazety. Prawdę mówiąc, powinienemją sprzedać.
Jestemzmęczony i coraz trudniej sobie z tymwszystkimra-
dzę. Jedynyproblemto znalezć kupca.
- Dlaczegoprzypuszczasz, żebędzieztymproblem?
- Bozwydawania gazetytrudnoutrzymać rodzinę. Gdy-
by nie majątek, który moja żona odziedziczyła po rodzicach,
musiałbymtorzucić już dawnotemu.
Sącząc powoli whisky, Dan pomyślał o swoich pienią-
dzach, których na dostatnie życie całej rodziny byłoby aż
nadto. Nie musiałby się przejmować, czy gazeta przyniesie
jakiś dochód, czy nie. Nawet gdyby stracił zainwestowane
wnią pieniądze, odpisałbyje z podatku.
Obrzucił wzrokiemzakurzonebiuro. Wymagałobytospo-
rego wkładu pracy - zmiany mebli, remontu. No i prawie
wszyskiemaszynydrukarskienadawałysię na złom. Spojrzał
na pustebiurkoprzyoknie. Oczyma wyobrazni ujrzał siedzą-
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
123
cą przy nimCassie. Ale czyona byzechciała zrezygnować
zkarierywNowymJorkudlawiejskiego życiawNew
Hampshire? Znim? Marzenie o takim życiu zaparło mu dech
wpiersiach. Tymbardziej że, jakna marzenie, wydawałosię
całkiemrealne. Wydającgazetę Eda, moglibywalczyć obar-
dzoważnelokalnesprawy, powstrzymującsię odnaprawiania
całego świata.
Najpierw jednak musiał wygrać walkę o własne życie.
Ocaleć, a pózniej wszystko zmienić. Unieszkodliwić Buczka
oraz wynajętego przez niego mordercę. Dopiero potemmógł
pójść na całość: dowiedzieć się, co naprawdę czuje do niego
Cassie.
- A niech to! - Cassie wylała kilka kropel whisky na
swoją żółtą jedwabną bluzkę. - Zaraz wrócę. Jeżeli niespiorę
tegonatychmiast, bluzka będzie dowyrzucenia.
Dan poczekał, aż Cassie zniknie za drzwiami łazienki, po
czymzwrócił się doEda przyciszonymgłosem.
- Proponuję ci dziesięć tysięcy dolarówza trzymiesięczną
opcję kupna tej gazety.
- Ty?! Chcesz kupić taką gazetę? Po co? Nie ma firmy
wtymkraju, która nieprzyjęłabycię z pocałowaniemręki za
każde pieniądze.
- Jestemzmęczony. Dosyć mamafer i zbrodni, wszy-
stkich tych rzezni, o których piszą wielonakładowe dzienniki.
Zbrzydłymi wielkie miasta z ichwielkimi gazetami.
- Cóż, takazapadła dziura jakLevingtonjest przeciwień-
stwemwielkiegomiasta, więc jeżeli o toci chodzi.., Dlacze-
go wtakimrazie opcja? Dlaczego nie chcesz kupić jej od
razu?
Danspojrzał ukradkiemna drzwi łazienki. To, coczuł do
Cassie, byłozbyt osobistą sprawą, żebyomawiać ją z Edem.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
124
- Ho, ho! Więc o to chodzi? - Ed podążył za jego wzro-
kiemi nagle wszystkozrozumiał.
- Nierozmawiałemznią jeszcze. Sąpewnekomplikacje.
- Mamnadzieję, żejepokonasz- powiedział szczerze.
- Tagazetapotrzebuje świeżej krwi, takiej jaktwoja.
Jeżeli gangster Buczka niespudłujeporaz trzeci, pomyślał
Dan, wystarczy świeżej krwi, żebyporuszyć tosenne mias-
teczko.
- Jeśli chodzi oopcję... - Edpotarł z namysłembrodę
- zatrzymaj swoją forsę. Maszumnieprawopierwokupuna
trzymiesiące.
Kiedyuścisnęli sobie ręce, Danpoczuł, żemimokłopotów
z Buczkiemjego życie zaczyna zmieniać bieg we właściwym
kierunku. Pozostałomu tylkozdemaskować mordercę, a po-
temprzekonać Cassie, żejeśli kocha gochoć trochę, onkocha
ją postokroć bardziej.
Wdrodze do China View myślał gorączkowo, w jaki
sposób dokonać pierwszego wyczynu, ale kiedy wysiedli
z samochodu Eda, nie był ani trochę bliższy rozwiązania
zagadki.
- Pójdę do swojego pokoju i zadzwonię do Harry'ego.
Poproszę, żeby pogrzebał w życiorysach twoichgości - po-
wiedział doucha Cassie, zanimweszli doholu. - Mógłbyteż
zwrócić się do facetówprowadzących śledztwo wDeparta-
mencie Sprawiedliwości. Myślę, że dopóki będziemy wpen-
sjonacie, nic namnie grozi.
- Chyba maszrację - zgodziła się Cassie. - Aleniezapo-
mnij powiedzieć temu swojemu Harry'emu, żeby sprawdził
i Smitha. Damci adresy domowe wszystkich naszychgości.
Zajrzała na oszklonytaras, alejedyną osobą, która spędzała
tam większość czasu, była madame Rowiński. Siedziała, jak
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
125
zwykle, przysamymoknie, z zamkniętymi oczami. Przez kil-
ka sekund Cassie walczyła z koszmarnymwrażeniem, że ta
stara kobieta nie żyje. Usłyszawszyjednak ciche chrapnięcie,
wycofała się bezszelestnie do holu.
PodeszłazDanemdorecepcji, żebyprzepisać adresy.
- Niedobrze ze mną - szepnęła, wręczając mu listę. -
Wszędzie widzę trupy.
- Idę dzwonić.
- Będę w kuchni. Zejdz do mnie, jak tylko skończysz.
Powiesz mi, co wymyślił twój Harry.
Dan położył ręce na jej ramionach, przyciągnął delikatnie
dosiebie i pochylił głowę.
- Powiemci, cotylkozechcesz- szepnął jej doucha.
- Prawdę, jeśli łaska. - Pocałowała gowusta i lekkoode-
pchnęła. - Idz już i zadzwoń, dokogo trzeba. Nie powinni-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]