[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pawilon zbudowany na poczÄ…tku wieku z wielkich cedro­
wych pni trzymał się nadzwyczaj dobrze. Pociemniałe na
ciemnozłoty kolor kolumny, podtrzymujące stożkowaty dach,
KOCHLIWA AUGUSTYNA 81
wciąż pachniały żywicą, a ażurowe ściany nie straciły dawnej
urody.
W takim miejscu dziewczyna mogÅ‚a poczuć siÄ™ jak księż­
niczka, o ile oczywiście warunki, kreacja, fryzura i partner na
to pozwolÄ….
Ale Gussy nie czuła się jak księżniczka. Czego można się
spodziewać, podskakując z Andrewsem w rytm fokstrota,
sztywno i bez fantazji, jak na szkolnej zabawie. Na domiar złego
nowe pantofle okazały się za ciasne i na prawej pięcie zrobił się
jej bolesny pęcherz. Była pewna, że podczas każdego obrotu
widać jej majtki, i czuła się coraz bardziej nieswojo.
Nawet pojawienie siÄ™ Petera Gilmore'a nie poprawiÅ‚o sy­
tuacji. Peter był miły, ale interesowały go wyłącznie zaloty
kormoranów, a nie ludzi. Po kilku tańcach odprowadził ją na
bok. Mruknął przepraszająco, że koniecznie musi wstać o świcie
razem z ptakami, i ulotnił się dyskretnie z klubu.
Gussy nie przejmowała się tym zbytnio. Nigdy nie zdarzyło
się, żeby została królową balu. Była raczej przyzwyczajona do
podpierania ścian. Stanęła przy balustradzie i patrzyła na zatokę.
Niestety, nie upłynęło pięć minut, jak pojawił się Billy Tuttle
z jakimś kuzynem, którego Gussy poznała kiedyś przelotnie.
Nie ucieszyłaby się, nawet gdyby panowie przyszli z własnej
woli. To spotkanie zostaÅ‚o jednak ukartowane przez BabkÄ™ i Ali­
cję Tuttle. Wcześniej tego wieczoru Gussy przyłapała obie panie
na pracowitych konsultacjach.
Billy objął ją tak mocno, że wyczuła butelkę w kieszonce
jego marynarki. Krążyli po zatłoczonym parkiecie z szybkością
co najmniej dwa razy takÄ…, co reszta par. W najdalszym i naj­
ciemniejszym kÄ…cie Billy przystanÄ…Å‚ i przycisnÄ…Å‚ jÄ… do filara.
Tym razem mogła powiedzieć, jaki kształt ma butelka w jego
kieszeni.
- No, no, Gussy! - W jego oddechu czuć było co najmniej
82 KOCHLIWA AUGUSTYNA
kilkanaście procent alkoholu. - Nie zauważyłem wcześniej, że
taka z ciebie wspaniała laska.
- Dziękuję za komplement.
Billy nie wyczuł ironii w jej głosie.
- Co byś powiedziała, gdybyśmy się teraz zaokrętowali na
pokładzie mojej łódki? - Pogłaskał ją po plecach. - Na wodzie
jest miło i ciemno, a także pusto.
Gussy przekręciła głowę, żeby nie upić się oddechem
Billa.
- Nie przywiozÅ‚eÅ› na ten weekend żadnej ze swoich dziew­
czyn?
- Pani starsza odmówiÅ‚a przyjmowania moich goÅ›ci. W ba­
rze cofnęli mi kredyt. - Billy zgrabnie przesunął ręce na jej
piersi. - Zostałaś mi tylko ty.
- Nic podobnego - odezwał się męski głos za jego plecami.
Billy odwrócił głowę.
- Co jest? - wybełkotał.
Teren poza pawilonem nie był oświedony i w ciemności
rysowała się jedynie sylwetka wysokiego mężczyzny, ale Billy
i tak zwolnił uścisk na tyle, że Gussy wyrwała się i odskoczyła
na bok.
- Jed? - spytała, wyglądając przez poręcz.
Serce biło jej tak mocno, że mogło zagłuszyć pytanie. To
rzeczywiście był Jed, ale taki, jakiego jeszcze nie znała. Nawet
elegancki, szyty na miarę garnitur nie był w stanie ukryć jego
zwierzÄ™cej siÅ‚y. PodszedÅ‚ bliżej, zaciskajÄ…c pięści. Billy natych­
miast odsunął się kilka kroków w tył.
- Znam cię - powiedział. - To ty byłeś w oranżerii
u Throckmortonów. Nazywasz się... nazywasz się...
- CKM Kelley - mruknęła Gussy.
Już wiedziała, skąd wzięło się to przezwisko. Na lodowisku
Jed musiał naprawdę przypominać ciężki karabin maszynowy.
KOCHLIWA AUGUSTYNA
83
Wyobraziła sobie jak porażał przeciwników swoją kontrolowa-
na sila.- Nie żądam od ciebie, żebyś znał moje personalia.
- Jed zgrabnym ruchem przeskoczył poręcz. - Zabraniam ci
natomiast zaczepiać Gussy.
- Dobrze, już dobrze. - Billy rozejrzaÅ‚ siÄ™ trwożliwie dooko­
ła. - Po pierwsze, to nie był mój pomysł...
Gussy zagryzła wargi. Wiedziała, że ten prymityw powie
zaraz, że babcia zmusiła go do randki.
- Chyba nie jesteś na tyle głupi, żeby twierdzić, że to ona
chciała się z tobą umówić! - przerwał Jed.
- Nie - mruknÄ…Å‚ Billy i nie spuszczajÄ…c wzroku z Jeda, za­
czął powoli się wycofywać.
- Cześć, śliczna - rzucił niedbałym tonem, kiedy poczuł, że
jest już bezpieczny.
Jed parsknął jak rozwścieczony byk.
- Z miłymi facetami się umawiasz.
Gussy znalazła się między młotem a kowadłem. Za nic nie
chciała wyjaśniać, że to obie babki zetknęły ją z Billym.
- Czasami bywa zabawny - mruknęła zdawkowo.
- Szczególnie wtedy, kiedy pcha ci łapska pod sukienkę.
- Przecież tego nie robił.
ZamilkÅ‚a. Nie warto byÅ‚o sprzeczać siÄ™ o szczegóły. Gene­
ralnie Jed miał rację.
- Dałabym sobie radę sama.
- W porządku. Następnym razem nie będę się wtrącać. - Jed
odwrócił się na pięcie. - Cześć, piękna.
Dziwne, zauważyÅ‚a Gussy. W ustach Jeda zabrzmiaÅ‚o to du­
żo lepiej. Szkoda, że odchodziÅ‚. Sama przepÄ™dziÅ‚a swojego ksiÄ™­
cia z bajki. Ale może jeszcze nie wszystko stracone.
- Jed! - zrobiÅ‚a kokieteryjnÄ… minÄ™. - Chyba nie masz za­
miaru odejść, nie zatańczywszy ze mną chociaż raz?
84 KOCHLIWA AUGUSTYNA
- Nie zauważyłem, żeby brakowało ci partnerów.
A więc obserwował ją! To cudownie.
- Teraz, kiedy wystraszyłeś ich wszystkich, będę podpierać
ściany - skrzywiła się płaczliwie.
- Nigdy w życiu nie podpierałaś ścian - mruknął, wracając.
- Dobrze znam dziewczyny takie jak ty.
Jak ty mało o mnie wiesz, Jed, pomyślała. Masz o mnie
caÅ‚kowicie mylne wyobrażenie. Nie zamierzaÅ‚a jednak wypro­
wadzać go z błędu. Być może lubi wampy?
Orkiestra zagrała Moon River a oni zaczęli tańczyć. Nic nie
9
mówili. Ich ciała odnalazły natychmiast wspólny rytm. Z nikim
jeszcze nie tańczyło się jej tak wspaniale.
Nagle poczuła się jak księżniczka. Najważniejsza na całym
balu. Za plecami słyszała szepty. Aapała zdziwione spojrzenia
innych tancerzy. Z pewnością nikt nie wiedział, kim jest ten
przystojny nieznajomy. No, może z wyjątkiem Vanessy Van
Pelt, która dzisiaj dla odmiany bawiła się z własnym mężem.
Gussy nie miała wątpliwości, że ktoś usłużnie opowie
o wszystkim Babce i w domu podniosÄ… siÄ™ protesty. W ich sfe­
rach nie uchodziło bawić się z ogrodnikami. Chyba że był to
ktoÅ› tak uznany jak Jellicoe.
Nieważne. Zmierzy się z tym jutro. Ale dzisiejszy wieczór
należy do niej.
ROZDZIAA SIÓDMY
Pierwsze kroki
I wtedy pojawił się Andrews i odbił ją Jedowi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • reyes.pev.pl