[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mnie wzywajÄ…. A jeÅ›li trzeba zrobić przeÅ›wietlenie albo opera­
cję, odsyłam moich klientów do którejś z okolicznych lecznic.
- GdybyÅ› otworzyÅ‚a wÅ‚asny gabinet, miaÅ‚abyÅ› wiÄ™ksze do­
chody. Mogłabyś oferować pełną gamę usług medycznych.
OBUDy SI, KRÓLEWNO 79
- Pewnie masz racjÄ™.
- Więc dlaczego tego nie robisz?
- Nie lubię przez cały dzień siedzieć w jednym miejscu.
- Samanta położyła ręce na stole. - Teraz ty mi opowiedz coś
o sobie. Colby mi mówiÅ‚a, że Ranczo Riversów dostaÅ‚eÅ› w spad­
ku po ojcu.
- Nie chcÄ™ nawet myÅ›leć o tym, co Colby mogÅ‚a ci naopo­
wiadać.
Samanta rozeÅ›miaÅ‚a siÄ™. ByÅ‚ to jej pierwszy prawdziwy, nor­
malny śmiech, jaki Nash usłyszał. Bardzo mu się podobał.
- Nie denerwuj się - uspokoiła go. - Colby nie wyjawiła mi
żadnych mrocznych sekretów rodzinnych. Jednak odniosłam
wrażenie, że wolałaby, żebyś był rolnikiem, a nie budowniczym.
- Obawiam siÄ™, że moja córka nie jest zadowolona z wyko­
nywanego przeze mnie zawodu.
- Aż tak bym tego nie ujęła. Tyle wiem, że Colby robi się
smutna, kiedy wspomina o konieczności opuszczenia rancza.
- Pobyt tutaj to dla niej coÅ› w rodzaju wakacji. Ona nie ma
pojęcia, jak ciężko trzeba pracować na ranczu.
- A ty masz? - Samanta dopiero po chwili zorientowała się,
że trochę się zagalopowała. Zaczerwieniła się. - Przepraszam.
Nie chciałam, żeby to zabrzmiało w ten sposób.
- Nie musisz mnie przepraszać. Ja doskonale wiem, jak
ciężka jest praca na ranczu, bo się na nim wychowałem.
- Niemożliwe? - Samanta nie potrafiła ukryć zdziwienia. -
A ja myślałam... Tylko się nie obraz. Myślałam, że pochodzisz
z miasta. WyglÄ…dasz i zachowujesz siÄ™ tak, że trudno sobie wy­
obrazić, iż mogłeś kiedyś pracować na roli.
- Potrafię się obchodzić z bydłem jak dobry ranczer, ale
wolę robić co innego.
80 OBUDy SI, KRÓLEWNO
- O rany! W życiu bym na to nie wpadła. - Sam patrzyła na
niego i usiÅ‚owaÅ‚a wyobrazić sobie Nasha znakujÄ…cego dorodne­
go byka. Bezskutecznie. - Nie rozumiem. Dlaczego dzielisz
ziemiÄ™ na dziaÅ‚ki, zamiast wykorzystać jÄ… zgodnie z przeznacze­
niem? Naprawdę niewiele trzeba w to włożyć. Trzeba tylko
oczyścić pastwiska i odnowić zabudowania, ale do tego można
wynająć ludzi. Na dodatek bydło bardzo teraz potaniało, więc
to najlepszy moment...
- Nic z tego - przerwał jej Nash.
- Ale...
- Wiem, że masz dobre intencje. - Nash tym razem też nie
pozwoliÅ‚ jej skoÅ„czyć. - Cokolwiek byÅ› powiedziaÅ‚a, i tak nie prze­
konasz mnie do pracy na roli. Patrzyłem, jak mój dziadek i ojciec
zlewali tę ziemię krwawym potem. Poświęcili wszystko, z własnym
zdrowiem wÅ‚Ä…cznie, żeby w ciężkich czasach utrzymać tÄ™ posiad­
łość. O moim ojcu można by powiedzieć, że nie miał rodziny, tylko
ziemię. Tylko jej pragnął i tylko na niej mu zależało.
- Masz mu to za złe - stwierdziła Samanta. W głosie Nasha
brzmiał tak wielki żal, że nietrudno było odgadnąć, co czuje.
- Teraz to już nie ma znaczenia. Ojciec nie żyje, a i ranczo
wkrótce przestanie istnieć. Poza tym lubię swoją pracę i dobrze
ją wykonuję. Mogę spać spokojnie. Nie muszę się martwić ani
o pogodę, ani o ceny skupu bydła. - Wreszcie zorientował się,
że trochę za dużo powiedział. - Przepraszam. Teraz już wiesz,
że nie lubię rozmawiać o ranczu. Lepiej opowiedz mi o swojej
młodszej siostrze. Ma na imię Merideth. Dobrze pamiętam?
Samanta leżała w łóżku i wpatrywała się w sufit. Ani trochę
nie chciało jej się spać. Krew pulsowała w żyłach, w głowie
roiło się od myśli.
OBUDy SI, KRÓLEWNO
81
A więc jednak mi się udało, myślała z dumą. Poszłam do
restauracji z mężczyznÄ… i jakoÅ› to przeżyÅ‚am. Nie tylko przeży­
łam. To naprawdę był miły wieczór.
Doskonale zdawała sobie sprawę, że to przede wszystkim
zasługa Nasha. Był taki delikatny, tak bardzo się starał, żeby jej
nie urazić, nie wprawić w zakłopotanie. I przez cały wieczór
mieli o czym rozmawiać. Tylko pod koniec... Pod drzwiami
domu wziął ją za rękę i Samancie zdawało się, że zaraz ją
pocaÅ‚uje. Ale nic takiego siÄ™ nie staÅ‚o. UÅ›cisnÄ…Å‚ jej dÅ‚oÅ„ i po­
dziękował za miły wieczór.
Samanta przycisnęła palce do ust. Zastanawiała się, jak by
to było, gdyby jednak ją pocałował. Czyby się przestraszyła?
A może poddałaby się bez walki?
- Pora dorosnąć, kobieto - skarciła się Samanta. - To była
tylko zwykła kolacja. Nic więcej.
Na nic się zdały te słowa. Piękne sny nie chciały odejść.
Nash skradał się do swego pokoju. Miał nadzieję, że uda mu
się przejść tak, żeby Nina go nie zauważyła. Nie udało się.
- Czy to ty, Nash? - rozległ się głos Niny.
Poczuł się jak nastolatek, który wrócił do domu po ustalonej
z rodzicami godzinie. Z ciężkim sercem zajrzaÅ‚ do pokoju te­
ściowej.
- Tak, to ja.
Nina nałożyła okulary i spojrzała na budzik.
- Boże! Już po pierwszej! - zawołała.
Ale tym razem Nash nie pozwolił wzbudzić w sobie poczucia
winy. Był ze znajomą na kolacji, a to nie jest żadne przestępstwo.
- Czy Colby była grzeczna? - zapytał w nadziei, że uda mu
się odwrócić uwagę Niny od póznej godziny.
OBUDy SI, KRÓLEWNO
82
- Była bardzo grzeczna. - Twarz Niny od razu się rozjaśniła.
- Postanowiłyśmy nie oglądać po raz kolejny  Małej Syrenki",
tylko przejrzeć albumy.
Nina wyciągnęła chusteczkę z rękawa nocnej koszuli. Otarła
oczy. Nash czuł, że zaraz boleśnie w niego ugodzi, choć nie
wiedział, jakiej broni użyje tym razem.
- To było dla mnie bardzo trudne - ciągnęła Nina - ale
Colby uwielbia oglądać zdjęcia swojej mamy. Najbardziej lubi
ten album, w którym są wasze zdjęcia ślubne. - Przycisnęła
chusteczkę do ust. Spojrzała na Nasha zapłakanymi oczyma. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • reyes.pev.pl