[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Pewnie zwyciężyła w nim artystyczna dusza - powiedziała Adelaide. Postawiwszy na
stole dwa kubki z herbatą, przyglądała się, jak Griffin zaznacza kółkiem miejsce na mapie.
- Często robisz takie rzeczy? - zapytała.
- Ukrywam się w pokoju, o którego posiadanie nikt mnie nie podejrzewa, jednocześnie
próbując wypłoszyć z ukrycia nieznane osoby, nasyłające na mój dom ludzi o zdolnościach
parapsychicznych, wyposażonych w zestaw piekielnych urządzeń? - odparł Griffin, nie
podnosząc głowy znad mapy. - Bardzo rzadko, zapewniam cię. Nie sprawia mi to żadnej
przyjemności.
Usiadła naprzeciwko niego i rozejrzała się po niewielkim pomieszczeniu. Griffin
przyprowadził ją tutaj po spotkaniu z Harperami. Po jej zapuszczonej księgarni służącej mu
za biuro nie zdziwił jej widok dwóch pokoików nad zamkniętym na głucho sklepikiem w
kolejnej bezimiennej uliczce. Widać szefowie gangu, szukając kryjówki, nie dbają o luksusy.
- Nie mówiłam o naszym nowym lokum - odrzekła - tylko o twoich dzisiejszych
klientach.
- Ach tak, o Harperach. - Usiadł, biorąc do ręki kubek. - Będę z tobą szczery. Sądzę,
że Norwood nie żyje.
- Ale jeśli żyje, spróbujesz go uratować. Wypił kilka łyków herbaty i odstawił kubek.
- Zobaczę, co się da zrobić. Spróbuj negocjować z Luttrellem.
- Po co? Jakiej przysługi mógłbyś potrzebować od rodziny fał szerzy?
- Parapsychicznie uzdolnionych fałszerzy - przypomniał, po czym wzruszył
ramionami. - Harperowie mają prawdziwy talent. Być może pewnego dnia przydadzą mi się
ich umiejętności.
- A może któryś z twoich potomków wykorzysta tę przysługę - podsunęła ostrożnie.
Wstrzymała oddech, zdając sobie sprawę, że narusza niewidzialną granicę, ale nie umiała się
pohamować. Ostatnio chęć odkrycia wszystkich sekretów Griffina stawała się dla Adelaide
niemal obsesją.
- Raczej nie - powiedział Griffin. Odstawił kubek stanowczym gestem, jakby
zamykając temat.
- Czemu tak mówisz? - Zmarszczyła brwi.
- Obracam się w niebezpiecznym świecie, Adelaide. Nie mogę narażać żony ani tym
bardziej dziecka. Już raz tego próbowałem, kiedy byłem jeszcze młody i bardziej
romantycznie nastawiony do życia.
- Byłeś żonaty? - To ją zaszokowało, nie spodziewała się takiej rewelacji.
- Zakochałem się, mając dwadzieścia dwa lata. Ona miała dziewiętnaście lat, ale już
od jakiegoś czasu była zdana tylko na siebie. Wiedziała, co znaczy życie na ulicy. Znała mój
świat.
- Jak się poznaliście?
- Rowena miała talent, dzięki któremu mogła widzieć ludzką aurę, a także głowę do
interesów. Zarabiała na życie jako wróżbiarka. Znała więc niejeden sekret. A ja miałem w
zwyczaju zbierać różne informacje, podobnie jak teraz. Więc wyświadczyłem jej przysługę.
- Jaką przysługę?
- Usunąłem klienta, którego zaczęła się bać. Obserwował ją bardzo uważnie.
Wiedziała, że szuka w jej twarzy oznak oburzenia albo przynajmniej wyraznej dezaprobaty,
gdyż niemal przyznał się do stosowania przemocy. Jednakże Adelaide nie okazała
najmniejszego poruszenia, tylko dalej wypytywała z zaciekawieniem.
- Czemu Rowena się go bała?
- Czy wspomniałem, że była bardzo piękna?
- Nie, to ci umknęło - powiedziała.
- Blond włosy, błękitne oczy. Eteryczna.
- Prawdziwy anioł? - zapytała uprzejmie.
- Niektórzy mężczyzni tak uważali.
Z tobą włącznie? Znała odpowiedz na to pytanie. Przecież ożenił się ze śliczną
Roweną.
- Część klientów zakładała, że wraz z przepowiednią mogą kupić wdzięki Roweny -
ciągnął Griffin. -Zwłaszcza jeden okazywał nadmierne zainteresowanie. Kiedy odtrąciła jego
awanse, zaczął ją prześladować. Jego umizgi stawały się coraz bardziej natarczywe.
- Widywałam takie sytuacje - powiedziała, składając dłonie.
- Czyżby? - Griffin uniósł brwi.
- Tak. Takich mężczyzn trudno powstrzymać, czasem staje się to wręcz niemożliwe.
- W każdym razie ów dżentelmen zaczął zostawiać jej liściki, grożąc, że jeśli on nie
może jej mieć, nie będzie jej miał nikt inny. Rowena widziała jego aurę. Wiedziała, że jej
życie jest w niebezpieczeństwie.
- Więc rozwiązałeś ten problem.
- Należało działać z wielką ostrożnością. Delikwent nie był bezimiennym
urzędniczyną, po którym nikt by nie płakał, gdyby zniknął bez śladu. Chodziło o wysoko
postawioną osobistość, znaną i szanowaną w towarzyskich kręgach.
- Domyślam się, że spotkał go wypadek? - zapytała, lekko unosząc brwi.
- Prawdziwa tragedia. Rzucił się z mostu w chwili rozpaczy. Rodzina bardzo nie
chciała rozgłosu. Niewątpliwie ktoś pomógł owemu dżentelmenowi zeskoczyć z mostu,
pomyślała.
- Rozumiem - powiedziała na głos. - A co było potem?
- Rowena oddawała mi przysługi, przekazując różnego rodzaju informacje. Z czasem
zacząłem szukać pretekstu, żeby ją częściej odwiedzać. W końcu poprosiłem ją o rękę, a ona
się zgodziła.
- Więc co się stało?
- Półtora roku pózniej zmarła przy porodzie. Dziecko umarło razem z nią.
- Och, Griffin. - Rozplotła dłonie, wyciągnęła rękę ponad stołem i dotknęła jego
ramienia. - Strasznie mi przykro.
Spojrzał na jej rękę.
- To było dawno temu.
- Ból po takiej stracie zaciera się z czasem, ale nigdy całkiem nie przemija. Wiemy to
oboje. Tak czy inaczej, nie ty zabiłeś Rowenę. Zmarła śmiercią naturalną, a nie dlatego, że
wyszła za króla przestępczego podziemia. Czemu po tej tragedii nabrałeś przekonania, że nie
możesz się ożenić i założyć rodziny?
Podniósł głowę i spojrzał jej prosto w oczy.
- Kryminalista nie jest dobrym materiałem na męża, Adelaide. Miałem obsesję na
punkcie budowania swojego imperium, zachowania przy życiu Roweny, siebie samego i tych,
którzy dla mnie pracowali. Nie miałem dla niej zbyt wiele czasu, ale robiłem wszystko, żeby
zapewnić jej bezpieczeństwo. A ona stopniowo zaczęła się czuć jak w pułapce. Czegoś jej
brakowało.
- Znalazła sobie kochanka?
- Moją prawą rękę i najlepszego przyjaciela - rzekł Griffin. - Tworzyliśmy zgraną
drużynę od pierwszych dni, odkąd znalazłem się na ulicy. Po śmierci rodziców ufałem
Benowi bardziej niż komukolwiek innemu.
Nagle zrozumiała.
- Powierzyłeś mu czuwanie nad Roweną - powiedziała.
- Był jej ochroniarzem, ilekroć wychodziła z domu. - Griffin wykrzywił wargi w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • reyes.pev.pl