[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powtarzała ten rytuał w każdym pomieszczeniu, wyczulona na
najdrobniejszą choćby zapowiedz zmiany. Ale jej dom ciągle pachniał
tak samo: podgrzewanym stołówkowym jedzeniem. I płynem do
czyszczenia toalet.
Dlatego znowu uciekała do Marceli. Do jej domu pełnego życia i
zapachów.
U Marceli pachniało różnie, ale po obiedzie zawsze kawą.
Rodzice Weroniki też pili kawę. Rano i po południu. Ale pili ją w
szpitalu. Albo w gabinecie. Nie w domu.
A babcia Marceli codziennie po obiedzie brała drewniany młynek,
napełniała go kawą (Weronika bardzo lubiła słuchać dzwięku
przesypujących się ziaren) i pozwalała Marceli albo Weronice ją
zmielić. Ręcznie mielona zawsze lepiej smakuje mawiała babcia,
przesypując kawę z drewnianej szufladki do porcelanowego dzbanka.
Potem zalewała ją wrzątkiem i od tego cudownego zapachu Weronice aż
kręciło się w głowie. A mama Marceli kroiła ciasto albo wyciągała z
metalowego pudełka kruche ciasteczka. I wszyscy siadali przy stole. Do
filiżanek, które stały przed Weroniką i Marcelą, babcia nalewała po
kilka kropel kawy i dopełniała mlekiem. Weronika słodziła sobie tę
kawę i posypywała cynamonem, tak jak mama Marceli. A potem tata
Marceli opowiadał kawały, Marcela mówiła, co wydarzyło się w szkole,
Radek przekrzykiwał ją ( Bo moje pseckole wazniejse od twojej
skoły ), babcia i mama też czasami wtrąciły coś do rozmowy. I tylko
Weronika wcale się nie odzywała. Nie musiała nic mówić. Wystarczyło
jej, że była tutaj razem z nimi. Słuchała.
I popijając kawowe mleko z cynamonem, w milczeniu chłonęła
szczęście...
Kiedy potem za nim tęskniła, sięgała po paczuszkę mielonej kawy,
której rodzice nie zdążyli jeszcze wynieść do pracy. Zaparzała kawę i
zabierała do swojego pokoju. Właściwie nawet jej nie piła, tylko
wąchała. Zachłannie wdychała zapach zwietrzałego szczęścia.
To dzięki przyjazni z Marcelą na Weronikę w klasie zaczęto
patrzeć inaczej...
Pani Weroniko... Słowa Andrzejka oderwały Weronikę od
wspomnień. Mogłaby pani opowiedzieć o tej bójce?
I Weronika opowiedziała. O brzozie. O bójce. O uwadze w
dzienniczku. I o wyrwanej kartce. A Andrzejek słuchał.
Nie myślałem, że drzewa czują powiedział po chwili.
I znowu dłuższą chwilę milczeli. Weronika czekała. Andrzejek
skończył swoją colę. Nerwowo gryzł słomkę, bawiąc się pustą butelką,
oglądając paznokcie. I w końcu zaczął opowiadać. O rudej Andżeli z
Andrzejkowego podwórka i chłopakach z czwartej klasy, którzy się do
niej przyczepili.
Wołają za nią: Ruda Andżela nie znajdzie kawalera , a mała
płacze. Andżela jest w pierwszej klasie i nie ma starszego brata, który by
zrobił porządek z tymi... Andrzejek przerwał i przełknął słowo, które
cisnęło mu się na usta ...głupkami, jej ojca nikt nigdy nie widział, a
matka wyjechała do Niemiec i nie dzwoni do niej ani prawie nigdy nie
pisze. Najpierw to nawet nie było wiadomo, czy ona jest w tych
Niemczech, czy nie, ale wie pani co? Andżela znalazła ją na Naszej
Klasie! Ma tam pełno zdjęć z tych Niemiec i ciągle coś nowego dodaje,
a do Andżeli się nawet nie odezwie, pieprzona... dobra, już nie będę
kończył, i tak pani wie, jak można nazwać taką... Nie mogę, no po
prostu nie mogę! A Andżela mieszka u babci, na Naszą Klasę to kilka
razy codziennie wchodzi i ciągle do matki maile wysyła, a ona może z
pięć razy małej odpowiedziała! A te gnojki Andżelę wyzywają! No to ja
im raz powiedziałem, żeby się od niej odpier... odpieprzyli, ale nie
pomogło, i dzisiaj znowu widzę, że mała płacze. No to złapałem
jednego, potem drugiego i wytłumaczyłem tak, żeby zrozumieli. A że
jednemu się krew z nosa polała, to się zaraz afera zrobiła. Pedagog,
wychowawca, dyrektor i jeszcze pielęgniarka na dodatek! Ta
pielęgniarka to patrzyła się na mnie jak na bandziora jakiegoś! Bo ten
chłopak z nosem to jej znajomy podobno. Są inne sposoby załatwiania
takich spraw powiedziała dyrektorka. Może i są, ale na niektórych
nie działają. Tego jej nie powiedziałem, ale powiedziałem, że Andżela
skarżyła się pani w klasie, tylko że nic z tego nie wynikało. No i dobrze,
że ich zlałem! Teraz już jej nie ruszą. A że dyrektorka i ta cała pedagog
wie, to też dobrze. Może ich będą pilnować. Tylko ta uwaga...
Trzymaj, bo ci w gardle zaschło. Weronika postawiła na
blacie szklankę wody. Wytłumaczysz w domu, jak to było.
Nie zdążę powiedział ponuro Andrzejek. Mama to od
razu histerii dostaje! Krzyczy, płacze i zupełnie, ale to zupełnie nic
wtedy do niej nie dociera, a jak jeszcze się dowie, że wychowawczyni ją
wzywa... A jak Buła pokaże jej moje oceny, nie będę miał życia w
domu. Już wolałbym, żeby mnie porządnie zlała, byle tylko nie płakała
po kątach i nie udawała, że mnie nie widzi! I jeszcze ta głupia
rozprawka na jutro! Jestem pewien, że Buła mnie zapyta. Po tym
dzisiejszym przyczepi się do mnie jak nic. Będę miał przechlapane co
najmniej do wakacji.
A na jaki temat ta rozprawka? Może coś razem wymyślimy
zaproponowała Weronika.
A wie pani co powiedział chłopak, gdy już rozprawili się z
rozprawką Andżela czekała na mnie na boisku po lekcjach i
powiedziała, że oni dzisiaj uczyli się o rycerzach. Była cała czerwona,
jak to mówiła, a potem dała mi to i uciekła. I Andrzejek też się
zaczerwienił, pewnie nie mniej niż Andżela, kiedy wyjmował z plecaka
wymiętoszony rysunek noszący na sobie ślady łez i spoconych, nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]