[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ulicznych lamp bardziej niż zwykle przypominały aureolę. Miał wrażenie, że supły, które
go ściskały, rozwiązały się same, przynajmniej od tego drugiego pocałunku. W ich miej-
sce pojawiło się całkiem inne napięcie, dużo bardziej naturalne i zdrowe.
- Co się stało między nami, tam, na schodach?
Dobre pytanie.
- Nie wiem - przyznał. Ale że zaszło coś fundamentalnego, tego był równie pewny
jak ona. - Mogę ci opowiedzieć, dlaczego cię zauważyłem.
- Niezle się zaczyna.
- Chodziło o twoje włosy. Unosiły się wokół głowy jak słoneczna korona. To mi
przypomniało pewną osobę.
Lucy nagle straciła apetyt. Czego się spodziewała? %7łe się zakochał od pierwszego
wejrzenia? To nie byłaby prawda, a przecież ma dosyć kłamstw.
- Kobietę, do której należą wszystkie ubrania?
R
L
T
- Miała na imię Claudia. I była żoną mojego kuzyna.
- Byłeś w niej zakochany?
- Z wzajemnością. Poznaliśmy się na studiach, byliśmy parą, ale kiedy przywio-
złem ją do domu, poznała Christophera i zakochała się po uszy. Potem istniał dla niej
tylko on. Co go nie powstrzymało przed chorobliwą zazdrością i podejrzewaniem nas o
romans, gdy razem pracowaliśmy nad projektem modernizacji sklepu.
Lucy podniosła rękę do siniaka na skroni i nagle zrozumiała jego podejrzenia.
- Stosował przemoc fizyczną - powiedziała.
- Tak sądzę. Claudia bagatelizowała moje obawy, twierdziła, że od byle czego ro-
bią jej się siniaki, że na coś wpadła, o coś zaczepiła. Może, nie wiem. Miała problemy z
jedzeniem, walczyła z uzależnieniem od środków uspokajających. Pewnego dnia wpadła
na mnie śmiertelnie przerażona, jakby przed kimś uciekała. Przytrzymałem ją w ramio-
nach i błagałem, żeby go zostawiła. Nie dla mnie. Dla siebie samej. Wtedy Chris ją do-
gonił i nie powiedział ani słowa, tylko wyciągnął rękę. A ona bez słowa poszła za nim.
Jakby nie miała własnej woli. - Spojrzał na nią i dodał z naciskiem: - Chodziło tylko o
włosy, Lucy. W niczym jej nie przypominasz.
- Wiem, jestem niższa, grubsza... - Skrzywił się, a wtedy zwróciła uwagę na coś
jeszcze. - Mówisz o niej w czasie przeszłym.
- To był wypadek. Chris zawsze jezdził za szybko, choć to przerażało Claudię.
Może zresztą dodawał gazu, bo wiedział, że to ją przeraża. Dla takich ludzi najważniej-
sze jest poczucie władzy nad drugim człowiekiem. Ona zginęła na miejscu. On jest spa-
raliżowany od szyi w dół.
Zadrżała. Nat objął ją mocno i przytulił. Tak jak tulił Claudię, pomyślała i oswo-
bodziła się.
- Ja nie mam powodów, żeby chronić Ruperta, Nathanielu. Nie ma nade mną żad-
nej władzy.
- Naprawdę? Człowiek nie zawsze działa racjonalnie. - Nim odpowiedziała, wrócił
do swojej historii. - To moja wina. Nie powinienem był wracać do Londynu. Nie powi-
nienem przyjmować tego zlecenia.
- Dlaczego to zrobiłeś?
R
L
T
- Więzi rodzinne. Poczucie winy. Przerwałem familijną tradycję i to złamało serce
mojemu ojcu. Chciałem się zrehabilitować w jego oczach.
- Po wypadku wziąłeś na siebie zarządzanie firmą?
- Nie było nikogo innego.
- Nikogo o nazwisku Hart, ale na świecie jest wielu kompetentnych menedżerów.
Czy Christopher wini cię za to, co się stało? A może ty sam chciałeś pokutować, bo nie
zdołałeś ocalić Claudii? - Milczał. - Kto stawia świeżą różę w ich sypialni, Nathanielu?
- Dosyć, Lucy - przerwał jej ostro.
- To on, prawda? Ktoś na jego polecenie. Codzienne przypomnienie, że Claudia
kochała jego, a nie ciebie. Nie może maltretować swojej żony, zastraszać jej i krzywdzić,
bo jest poza jego zasięgiem, więc torturuje ciebie.
Zapadło długie milczenie. To nie było mądre, Lucy B. Wszystko zepsułaś. Wtedy
Nat dotknął jej policzka gestem, który mówił sto razy więcej niż słowa.
- Jesteś bystra. Odgadłaś prawie wszystko, choć nie do końca. Tak, karzę sam sie-
bie za to, że nie potrafiłem jej pomóc. Ale jego również karzę samą swoją obecnością.
Bo choć on czerpie sadystyczną przyjemność z myśli, że musiałem porzucić moją uko-
chaną architekturę i zająć się biznesem, to jednocześnie cierpi jak potępieniec, że zająłem
jego miejsce.
- Miał Claudię.
- Zgadza się. Jego tragedia, a w konsekwencji i jej, polegała na tym, że nigdy nie
uwierzył, że to jego kochała bardziej. Uważał, że zawsze gra drugie skrzypce.
- Musisz odpuścić, Nat. To cię zniszczy, a wtedy twój kuzyn będzie miał na su-
mieniu drugą ofiarę.
- Wiem - powiedział zgnębiony. - Wiem. - I role się odwróciły. Teraz to ona obej-
mowała Nata, tuliła go, pocieszała. Mogłaby tak stać do końca świata, tworząc ich wła-
sną ciepłą enklawę w tym lodowatym świecie.
Uspokoił się i pocałował ją w czubek głowy.
- Twoja kolej, Lucy. Taki był układ. Teraz ty powiedz, co się stało na tych scho-
dach.
R
L
T
Pierwszym odruchem było wyprzeć się wszystkiego, ale Nat dotrzymał słowa,
opowiedział swoją historię. Należało mu się to samo.
- Nie wiem. Byłam bardzo zdenerwowana, bliska załamania nerwowego.
- Od krytyki zaprojektowanego przeze mnie apartamentu przeszłaś do wyjaśnienia,
że niezwykłość naszego pierwszego spotkania wynikała z twojej przejściowej niepoczy-
talności. Zadajesz ciężkie ciosy mojej miłości własnej.
- Nie o to mi chodziło...
Lucy sama nie wiedziała, co ma powiedzieć. Na schodach spotkały się ich spojrze- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • reyes.pev.pl