[ Pobierz całość w formacie PDF ]
całą swoją uwagę skupił na Marion, co wprawiło ją w lekką
irytację,
- Dlatego właśnie byłem tak zaskoczony, gdy tamtego
wieczoru kazała się pani podwiezć pod Galeon" - opowiadał
z uśmiechniętą miną Carfax. - Początkowo myślałem, że pani
jest znajomą Ewy Standish. Nie potrafię zrozumieć - teraz
zwrócił się do Dominica - dlaczego taka śliczna dziewczyna
jeszcze nie wyszła za mąż.
- Prawdopodobnie nie może się zdecydować na wybranie
jednego spośród tłumu wielbicieli - ironicznie odparł
Dominic.
Marion roześmiała się radośnie.
- Chciałbym się kiedyś rozejrzeć w pańskim
antykwariacie, panie Regan - rzekł Donald Carfax. - Czy
mógłbym wkrótce do pana zajrzeć?
- Ależ naturalnie. W niedzielę pracuję do południa. Mam
kilka wyjątkowych wyrobów ze srebra, które mogłyby pana
zainteresować. Ale dlaczego nie wchodzimy do środka?
Zaczyna się robić chłodno. Czy nie zechcieliby państwo
przysiąść się do naszego stolika?
- Z największą przyjemnością - odrzekł Carfax, zanim
Jean zdążyła cokolwiek wtrącić.
Nie chciała zostać ani chwili dłużej. Z całego serca
pragnęła teraz samotności, dlatego wszelka błaha konwersacja
musiała jej się wydawać nie do zniesienia.
Jeszcze raz chciała przeanalizować każdą chwilę, w której
miała wrażenie, że zobaczyła swojego kuzyna Petera...
Dominic poprosił Marion do następnego tańca. Entuzjazm,
z jakim Marion się zgodziła, wprawił Jean w niemałą złość.
Kiedy z kolei Carfax poprosił Jean do tańca, wstała
niechętnie i poruszała się w rytm muzyki jak lunatyczka.
Donald Carfax prowadził ją po parkiecie trochę sztywno, ale
całkiem poprawnie.
Myśli Jean bez przerwy obracały się wokół tych
dręczących minut, kiedy jej się zdawało, że widzi Petera.
Pojawiał się przed nią niczym cień, by potem, gdy chciała go
dosięgnąć, w jednej sekundzie rozpłynąć się w powietrzu.
A może jednak się pomyliła? Cóż, w sali oświetlenie było
przyćmione. Ale żeby jednego dnia aż dwa razy miała ulec
złudzeniu?
A jeśli to był Peter, to czy wiedział, że ona jest w
Saltcreek? Czy obawiał się ponownego spotkania, czy też
może rację miał Dominic mówiąc, że Peter po prostu jej nie
poznał?
W czasie tańca Jean rozglądała się po sali w nadziei, że
może jej kuzyn znów gdzieś się pojawi. Widziała jednak tylko
Dominica trzymającego w objęciach Marion i najwyrazniej
pogrążonego w intymnej konwersacji. Jean nie potrafiła
zrozumieć gwałtownej złości, jaka nią wstrząsała na widok
tych dwojga.
Dominic wyglądał na człowieka, który doskonale się bawi.
Uwagę skupił wyłącznie na Marion, która roztaczała przed
nim cały swój czar i urok, tak bardzo przez mężczyzn ceniony
u kobiet. Potem Jean przypomniała sobie, jak nagle wyrwała
się z jego objęć, żeby pędem opuścić salę. Nic dziwnego,
pomyślała ze skruchą, że woli dziewczynę, która wcale nie
zamierza dać mu tak haniebnego kosza.
- Byłem szczerze uradowany, znów panią widząc -
usłyszała głos Carfaxa. Powinniśmy się częściej spotykać.
- Niestety, długo nie zabawię w Saltcreek - szorstko
odparła Jean. - Za kilka dni wyjeżdżam.
- Wielka szkoda. Ale może pani jeszcze zmieni zdanie. Te
okolice mają jesienią niezwykły urok. A my oboje związani
jesteśmy przez znajomość z Harveyem Lairdem.
- Co pan chciał przez to powiedzieć? - spytała Jean
zupełnie zaskoczona.
- Cóż, przecież pani jest jego bratanicą, a ja byłem z nim
bardzo zaprzyjazniony aż do jego śmierci.
- Ach, tak, rozumiem. Milczeli przez kilka minut, w
końcu Jean odezwała się: - W ostatnim czasie dowiedziałam
się kilku zadziwiających rzeczy o moim wuju. Czy pan
wiedział, że on ukrywał w Sea Cottage" skradzione
przedmioty i że szukała ich policja?
- Cóż... słyszałem o tym - niechętnie przyznał Car - fax. -
Harvey pisał mi o tym. Ale to nie ma żadnego znaczenia.
Harvey zawsze był otwarty na nowe przygody. Powtarzał, że
ryzyko jest solą życia. Aż strach pomyśleć, co wyprawiał w
wojsku. Jeśli potrzebny był oddział straceńców, Harvey
zawsze zgłaszał się na ochotnika.
- Czy policja wszystko odnalazła? - przerwała mu Jean.
- Nie mam pojęcia. Ale właściwie czemu nie? - W głosie
Carfaxa zabrzmiał ton ostrożności. - Pisał, że przewrócili ,,Sea
Cottage" do góry nogami, szukając oczywiście starych skrytek
przemytniczych. Przypuszczam, że pani je znała?
- Kilka tak.
- Nie wszystkie? - Te słowa zabrzmiały dziwnie ostro, ale
Carfax natychmiast się opanował. Roześmiał się trochę
sztucznie. - Ale teraz to i tak już stara sprawa. Przecież nikt
nie pamięta tych historii z przeszłości.
Muzyka umilkła. Carfax zaprowadził Jean do Marion i
Dominica, zatopionych w ożywionej rozmowie. Wkrótce
potem Jean z ulgą przyjęła propozycję Dominica, który
obiecał odwiezć ją do domu, i pożegnała się z ojcem i córką.
Siedząc obok Dominica w samochodzie, Jean czuła się
przygnębiona i rozdrażniona. Wieczór, który zaczął się tak
obiecująco, zakończył się dla niej zgrzytem i uczuciem pustki.
Przez dobrą chwilę jechali w milczeniu. Wreszcie
Dominic spytał:
- Dobrze odegrałem swoją rolę, nie sądzi pani?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]