[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rozstrojona, że w końcu Logan wyprosił ją z pola.
- W takim nastroju jest pani tu całkiem niepotrzebna. Jeśli pani nie zrobi sobie krzywdy, to pewnie zniszczy
połowę zbiorów. Proszę stąd odejść. Proszę iść na spacer. Popływać. Możemy dać sobie radę bez pani.
Wiedziała, że Logan ma rację, ale ta świadomość wcale nie poprawiła jej okropnego samopoczucia. Nie mogła
się wyzbyć nastroju opuszczenia i zbędności. Nawet się on nasilił. Nie była już potrzebna nawet na własnej
farmie.
Poszła nad strumień, zdjęła buty i zaczęła brodzić wzdłuż brzegu, ale nie zdołała wykrzesać z siebie energii na
popływanie. Kiedy się już zmęczyła, wróciła do domu, przyrządziła lemoniadę i wyszła ze szklanką na ganek.
Coraz bardziej rozżalała się nad sobą, wprost pławiła się w żalu. Bardzo rzadko dopuszczała do siebie to uczucie,
ale tym razem nie była pewna, czy chce mu się sprzeciwiać.
Niebo pociemniało, powietrze było ciężkie i nieruchome. W końcu pojawiły się złowróżbne znaki.
- O wielkie nieba - szepnęła cicho. Wbiegła do środka i nastawiła radio na kanał nadający prognozę pogody.
Tak jaN przewidywała, zapowiadano trąby powietrzne i ostrzegano okolicznych mieszkańców, by schronili się,
gdy tylko dostrzegą niebezpieczne, charakterystyczne chmury w kształcie leja.
Logan i inni na pewno już zeszli z pól, pomyślała.
Postanowiła jednak ich ostrzec. Owinęła się w żołtą wodoszczelną pelerynę i pobiegła ścieżką w stronę pola, na
którym zostawiła Logana. Zaczęły padać
grube krople deszczu, najpierw z rzadka, potem coraz gęściej. Zanim jeszcze dostrzegła mężczyzn, miała mokre
włosy, buty przemoczone i oblepione błotem.
- Logan! - krzyknęla, gdy była pewna, że usłyszy jej głos. - Zabierzcie sprzęt. Zapowiadają trąby powietrzne.
Pomachał jej ręką.
- Chcę tylko uprzątnąć ten ostatni kawałek, zanim zerwie się burza. Nie powinno mi to zabrać więcej niż
dziesięć, może piętn'aście minut.
- Nie warto ryzykować. To tylko kilka zagonów.
- Proszę wracać do domu. Zanim się pani obejrzy, wszystko będzie w stodole. - Logan!
- Proszę iść, panienko. Nie możemy stracić tej kukurydzy.
- To ja zostaję pomóc. To mój obowiązek
Krzyknął na nią.
- Nie potrzebujemy pomocy. Nie ma sensu, żebyśmy tu wszyscy zmokli jak stado kaczek. Mógłbym już
skończyć przez ten czas, który tracę na kłótnię.
Lara ustąpiła niechętnie i skierowała się ku domowi.
Była właśnie na skraju pola, gdy usłyszała głośny ryk, jaki mógłby wydać przejeżdżający obok pociąg. Ale nie
było żadnego pociągu. bobrze wiedziała, co znaczy ten złowieszczy dzwięk. Obejrzała się, spojrzała na niebo i
zobaczyła dokładnie to, czego się obawiała: ciemną chmurę w kształcie olbrzymiego wirującego leja, obracającą
wszystko w perzynę. Tuż przy ziemi była jak wąska czarna kolumna, ku niebu rozszerzała się w rozległy wir,
który pochylał się i wyginał niczym jakiś złowieszczy elegant.
- Dobry Boże - szepnęła przestraszona i zafascynowana, nie mogąc oderwać wzroku od tornada zbliżającego
się do niej nieubłaganie. W końcu ocknęła się i przypomniała sobie, że powinna być pod dachem, z dala od szkła.
Teraz już przerażona nie na żarty pobiegła do piwnicy. Zanim zeszła na dół, włączyła światło. Zamigotało i
zgasło. Słyszała coraz bliższy odgłos tornada. Nie tracąc czasu na poszukiwanie latarki zeszła po ciemku po
schodach.
Znalazła w piwnicy stertę starych koców i usiadła na niej. Przyciągnęła kolana do klatki piersiowej, objęła je
rękami i czekała z bijącym sercem. Przez wysoko umieszczone okienka na przeciwległej ścianie wpadało
niewiele światła, ale i ono wkrótce ściemniało i w pomieszczeniu zapadł zupełny mrok. Cała ziemia zdawała się
trząść. Dom trzeszczał w pasadach. Larą również wsatrząsnął dreszcz.
Widziała już niejedno tornado, oglądała skutki jego dzikiej furii, ale nigdy nie znalazła się w samym środku.
Nigdy nie zaznała podobnego przerażenia, gdy jej własny los zależał od nieokiełznanych sił natury. Nie mogła
nic zrobić, by powstrzymać nieuchronne zniszczenie, nie mogła go nawet zmniejszyć. Mogła się tylko modlić.
Dziękowała Bogu, że nie było tutaj Jennifer i Kelly i że nie musiały razem z nią znosić tortury oczekiwania na
to, co się może zdarzyć. Modliła się gorąco, aby Steven był w bezpiecznym miejscu, aby Logan i ludzie dotarli
na czas do względnie bezpiecznej stodoły. I modliła się o to, by mogła przeżyć i zaznać jeszcze miłości Stevena.
Cokolwiek się stanie, nic nie zdoła jej pokonać. Była gotowa walczyć o lepszą przyszłość. Teraz, gdy Steven, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • reyes.pev.pl