[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czym zwrócił się do Eloise: - Sir Owain zapewnił nas,
że możesz, trzeba tylko nieco czasu i perswazji. Jeśli
uczyniÅ‚aÅ› aluzjÄ™ do wydarzeÅ„ sprzed roku w Wind­
sorze, możesz się nie kłopotać. Okoliczności sprawy
zostaÅ‚y szczegółowo zbadane i przyjÄ™liÅ›my wyjaÅ›nie­
nia sir Owaina. Dotyczy to również sir Phillipa Cotte-
rella. Nie wątpię, że w stosownym czasie uzyskasz i ty
od nich wszelkie wyjaśnienia, jakich tylko będziesz
sobie życzyła.
- Pomimo wszystko Wasza Królewska Mość - własny
gÅ‚os zabrzmiaÅ‚ dla Eloise dziwacznie i obco - żaÅ‚ujÄ™ nie­
zmiernie, lecz nie mogÄ™...
Jej upór wyraznie rozbawiÅ‚ króla, niemniej spoj­
rzaÅ‚ karcÄ…co na zbyt ciekawskich zakonników, któ­
rych dłonie od jakiegoś czasu przestały kreślić znaki
na papierze.
- Widzimy proste rozwiązanie tego problemu, które
z pewnością uspokoi twoje sumienie, lady Eloise. Jutro
odbędzie się turniej, nieco spózniony, bo dla uczczenia
szesnastych urodzin księżniczki Izabeli. Jest naszą wo-
182
lą, by kwestia została ostatecznie rozstrzygnięta podczas
jego trwania. Jeśli sir Owain zwycięży, zostanie twoim
mężem. JeÅ›li nie, dokonamy wyboru spoÅ›ród innych ry­
cerzy, którzy ubiegają się o twoją rękę. Postanowione.
Uważasz, że to uczciwe, sir Owainie?
- W samej rzeczy, Najjaśniejszy Panie. Trudno byłoby
postawić sprawę uczciwiej.
- Zatem nie masz wyjścia, musisz zwyciężyć.
- Tak, Wasza Królewska Mość.
- Wobec tego zaprowadz jÄ… w jakieÅ› ustronne miejsce
i zacznij okiełznywać od zaraz, żeby się nie okazało, że
dostaÅ‚eÅ› kogoÅ›, z kim nawet ty nie dasz sobie rady. Po­
dejrzewam, że ojciec gotów ją zamknąć w klasztorze.
- Zanim nas opuścisz, Najjaśniejszy Panie... -
zaczęła Eloise, policzki miała oblane rumieńcem po
jego kąśliwych uwagach - jestem gotowa dać się tam
zamknąć.
Król odwrócił się gwałtownie, najwyrazniej nieprzy-
zwyczajony, by jakakolwiek kobieta oprócz królowej
Å›miaÅ‚a siÄ™ z nim sprzeczać. WziÄ…Å‚ jÄ… pod brodÄ™ i powie­
dział cicho, ale tak, że dotarło do każdych uszu.
- Nie, moja pani, na to także nie ma zgody. Tym ra­
zem poÅ›lubisz, kogo ci wybierzemy. Chcemy widzieć ros­
nÄ…ce na chwaÅ‚Ä™ Whitecliffe'a potomstwo o rudych wÅ‚o­
sach i odwadze dorównującej tej, która cechuje rodziców.
Masz być jutro na turnieju. BÄ™dziesz goÅ›ciem księżnicz­
ki. - Uniósł nieco jej brodę i pocałował w oba policzki,
a potem w usta, ignorując łzy, które zalśniły z gniewu
w kÄ…cikach oczu.
183
Eloise spodziewała się, że teraz zwróci się do sir Owai-
na, ale nic takiego nie nastąpiło. Rzucił mu tylko kilka
słów i peÅ‚ne namysÅ‚u spojrzenie. Sir Owain dobrze zro­
zumiał jego znaczenie, podobnie jak sir Crispin.
Rozdział siódmy
Eloise, obawiajÄ…c siÄ™, że z jej ust mogÄ… popÅ‚ynąć sÅ‚o­
wa niegodne szlachetnie urodzonej damy, postanowiła
milczeć, dopóki nie znajdzie siÄ™ w bezpiecznej odlegÅ‚o­
ści od królewskich apartamentów. Ani to postanowienie,
ani trening, jaki otrzymaÅ‚a w mÅ‚odoÅ›ci, gdy przygoto­
wywano ją do roli damy, zdały się na nic. Jej starannie
przygotowany plan nie powiódÅ‚ siÄ™, nadzieje zostaÅ‚y po­
grzebane. Gniew, oburzenie, złość na siebie, gorzki smak
przegranej i upokorzenie wzięły górę i dała im upust,
biorÄ…c za cel ojca i kochanka, który w opinii postron­
nych osób pojawił się, by chronić ją przed krzywdą, jaką
sama sobie zamierzała wyrządzić.
OdwróciÅ‚a siÄ™ i poszÅ‚a w odwrotnym niż oni kierun­
ku, a kiedy nie mieli innego wyjścia, jak ruszyć za nią,
zaatakowała ich z furią:
- Wiedzieliście! - oświadczyła opryskliwie. - Obaj
wiedzieliÅ›cie! Skoro to zostaÅ‚o z góry ustalone, dlacze­
go nie ograniczyliÅ›cie siÄ™ do wysÅ‚ania mi wiadomo­
ści? Oszczędziłoby mi to podróży, a wam słuchania...
185
Ależ tak! Oczywiście! Przecież nie mogliście sobie
odmówić tej przyjemności, zwłaszcza ty, prawda?
Tego aplauzu... tych...
Sir Owain schwycił ją za ramię i odwrócił, wybijając
z rytmu.
- Dosyć! - powiedział, nie puszczając jej ramienia
i patrzÄ…c na niÄ… lodowatym wzrokiem. - Sir Crispin, czy
zechciałbyś mi wybaczyć, jeśli poproszę o pozwolenie na
kilka chwil prywatnej rozmowy z twoją córką? Będziemy
w ogrodzie, panie. Dziękuję ci.
Sir Crispin natychmiast wykorzystaÅ‚ okazjÄ™ do uciecz­
ki i odszedÅ‚ pospiesznie, machniÄ™ciem rÄ™ki wyrażajÄ…c oj­
cowskie przyzwolenie.
- Chodzmy, moja pani. Tędy.
Azy płynęły niepowstrzymanie, dławiły ją, nie była
w stanie myśleć logicznie. Jej oczy ledwie zarejestrowały
zamazany obraz arkad i kamiennych stopni, prowadzÄ…­
cych do miejsca, które wyznaczaÅ‚y Å›ciany zieleni, wypeÅ‚­
nionego ptasimi Å›piewami i pluskiem wody w fontan­
nie. Brzeg kamiennej Å‚awki podciÄ…Å‚ jej nogi w kolanach,
opadÅ‚a na chÅ‚odnÄ… pÅ‚ytÄ™ z pozbawionym wdziÄ™ku klap­
nięciem.
- Mój najlepszy aksamitny pÅ‚aszcz w niebezpieczeÅ„­
stwie - usłyszała głos sir Owaina. - Jestem gotów utulić
cię na własnej piersi.
WziÄ…Å‚ jÄ… w ramiona, rozum mówiÅ‚, by siÄ™ opierać, cia­
ło, by ulec. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • reyes.pev.pl