[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rano.
- Teraz rozumiem - roześmiał się porucznik po wysłuchaniu opowiadania
wywiadowcy - dlaczego Baranowski wcale się nie przestraszył, kiedy mówiłem o zbrodni
przy Buczka. Miał najlepsze alibi, jakie można mieć, ponieważ siedział w areszcie. Chciał je
ujawnić dopiero pózniej, żeby nas naprawdę ośmieszyć w oczach prokuratora, gdy ten będzie
go przesłuchiwał.
- Jeszcze nie koniec - podjął swoje opowiadanie Maliniak. - Ten Baranowski, zanim
go zamknęli, miał w Szczecinie przyjaciółkę, jak to oni nazywają narzeczoną . Taka mewka
drugiej sorty. Kiedy wyszedł na wolność, wrócił do niej. Przegnała go wprawdzie i nie
mieszka u niej, ale widocznie pogodzili się i razem kombinują, bo ostatnio znowu widywano
ich razem.
- Czy dziewczyna ma rodzinę? Trzeba zrobić rewizję u niej, u jej przyjaciółek i ich
opiekunów. Rzeczy muszą być gdzieś zamelinowane.
- Zebrałem całą listę nazwisk - pochwalił się wywiadowca. - Myślę, że towar jest u
brata mewki w Gryfinie. Braciszek też nic dobrego. Już dwa razy siedział. Czasem pracuje na
budowach. Ostatnio dwa lata bez pracy. Z czego żyje? Dawno go na niczym nie złapano.
Za pół godziny cztery milicyjne warszawy wyjechały na miasto. Jedna skierowała się
w stronę Gryfina. Tam w domu zajmowanym przez Bronisława Klucha, na strychu, w stercie
trocin, znaleziono dwie walizki. Jedna z nich przewiązana była sznurem. Kluch zagadnięty o
te walizy odpowiedział, że ani nie wie, skąd one tam się wzięły, ani nie zna ich zawartości.
Wobec tego, nie bawiąc się w zbędne rozmowy, milicjanci zabrali cały majdan do radiowozu.
Znalazło się w nim miejsce również dla Bronisława Klucha. Nie upłynęły i trzy godziny,
kiedy cała ekspedycja wylądowała przed gmachem komendy MO w Szczecinie. W walizach,
zgodnie z przewidywaniami, znaleziono wszystkie rzeczy skradzione w mieszkaniu przy
Mazurskiej.
Kluch przesłuchiwany przez porucznika Widerskiego zmienił taktykę. Sam uznał, że
bajeczka o walizkach, które nie wiadomo jakim sposobem znalazły się na strychu, brzmi
nieprawdopodobnie. Nikt w nią nie uwierzy. Spróbował więc z innej beczki.
- Wczoraj wieczorem - tłumaczył - przyjechał do mnie taksówką jeden znajomy.
Opowiedział mi, że pokłócił się z żoną i wyprowadził z domu. Prosił, żeby walizki dobrze
schować, bo to jego rzeczy osobiste. Udało mu się je zabrać z mieszkania, kiedy żona wyszła.
A chciał schować dlatego, żeby żona nie znalazła.
- A jak nazywa się ten wasz znajomy?
- Jego nazwiska nie znam. Pracowaliśmy razem na budowie domu przy Alei Wojska
Polskiego. Tam, gdzie przedtem były prywatne sklepy.
- Taki daleki znajomy i umiał was znalezć w Gryfinie?
- Był u mnie w lecie. Przyjeżdżał na ryby.
- To ciekawe. W Szczecinie za mało mu było wody? Kluch milczał. Nie wiedział, co
odpowiedzieć.
- Pokażę wam tego waszego znajomego - porucznik wyjął z szuflady biurka
najnowsze zdjęcia Baranowskiego i położył na stole. - Ten sam?
Bronisław Kluch udawał, że z uwagą przygląda się fotografiom.
- Nie. Nie ten sam. Tego pierwszy raz widzę.
- Spodziewałem się tego. Irena, wasza siostra, też go pewnie nigdy nie widziała. Kogo
wy, Kluch, idziecie bujać? Barana nie znacie?
Mieszkaniec Gryfina zrobił bardzo zdziwioną minę.
- To ma być Baran? Nie poznałem go. Jak to się człowiek zmienia w więzieniu.
- Wy też się zmienicie, bo coś mi się widzi, że ta afera z walizkami towaru
skradzionego przy Mazurskiej będzie was drogo kosztowała. Tym bardziej że zamiast od razu
mówić prawdę, łżecie, ile wlezie. Ale i łgać trzeba umieć. Sami się wkopujecie. Baranowi nic
już nie pomoże, bo siedzi u nas na dole. Poznali go świadkowie i zostawił odciski - w
mieszkaniu. Chcecie razem z nim tonąć, tońcie. Na waszym miejscu powiedziałbym prawdę.
- Panie poruczniku, jak Boga kocham, nie wiem, skąd on wziął te walizki i co w nich
było. Dopiero tutaj zobaczyłem cały majdan. Powiedział, żeby schować, to schowałem. Skąd
ja mogłem wiedzieć, że ten idiota zamiast swojego fachu pilnować, wziął się za taką trefną
robotę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]