[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wszystkim jakiegoś sensu, zadzwonił Mason.
- W salonie kosmetycznym pytają, kiedy do nich
zejdziesz?
- Och! - wykrzyknęła. Myśl o poddaniu się zabiegom
kosmetycznym, zanim stawi czoło zimnym spojrzeniom
śmietanki towarzyskiej Melbourne, była kusząca, lecz Amelii
nie stać było na taki wydatek, Paul zaś z pewnością nie
uznałby tego za niezbędne koszty. - Właśnie zamierzałam się
wykąpać, a po latach praktyki sama potrafię nało\yć sobie
makija\.
- Rozumiem - rzucił. - Pomyślałem po prostu, \e szkoda
zmarnować okazję, skoro ta usługa jest wliczona w rachunek
za pokój.
- Ach, tak? - powiedziała zachwycona, starając się, by
zabrzmiało to nonszalancko. - W takim razie rzeczywiście
szkoda, \eby się zmarnowała. Powiedz, \e zaraz zejdę.
Spotkała Vaughana, gdy w płaszczu kąpielowym
wychodził z salonu kosmetycznego.
- Czy masz jakieś plany na dzisiejsze popołudnie? -
spytała go. - Coś, w czym powinnam...?
- Nie - odrzekł z uśmiechem. - Wez sobie wolne. Nale\y
ci się odpoczynek.
Pewnie, pomyślała szelmowsko, postanawiając skorzystać
ze wszystkich zabiegów kosmetycznych.
Wychodząc po dwóch godzinach najrozmaitszych masa\y,
okładów błotnych, oczyszczenia skóry, maseczek oraz
manikiuru, doszła do wniosku, \e ktoś, kto powiedział, \e
pieniądze nie dają szczęścia, z pewnością nie był w tutejszym
salonie kosmetycznym. Czuła się tak wspaniale, \e idąc
korytarzem do swego pokoju, uśmiechnęła się do
nadchodzącej z przeciwka olśniewająco pięknej kobiety b
dość jednak udręczonym wyglądzie. Lecz tamta nie
odwzajemniła uśmiechu, tylko szybko minęła ją, unikając jej
wzroku.
Dopiero w pokoju uśmiech spełzł z twarzy Amelii, gdy
uświadomiła sobie, \e kobieta wychodziła niewątpliwie z
apartamentu Vaughana.
Pieniądze istotnie dają szczęście.
Dwie rozkoszne godziny, spędzone w salonie
kosmetycznym, nie były wliczone w rachunek.
Mason zapłacił za nie i w ten sposób celowo się jej
pozbył.
Siedziała owinięta w płaszcz kąpielowy i wpatrywała się
przed siebie pustym wzrokiem. Jak mogła kiedykolwiek \ywić
nadzieję, \e człowiek pokroju Vaughana mo\e się naprawdę
zmienić i - co jeszcze bardziej \ałosne - \e to właśnie ona go
do tego skłoni? Minęła godzina, nim spojrzała na zegarek.
Powinna się przygotować do wyjścia na aukcję!
W tej samej chwili usłyszała natarczywe stukanie do
drzwi. Zrzuciła szlafrok i błyskawicznie wskoczyła w liliową
sukienkę na ramiączkach, do której powinna właściwie
nało\yć biustonosz.
- Mo\esz mi to przyszyć? - zapytał Vaughan wpadając do
pokoju w ciemnografitowym garniturze, olśniewająco białej
koszuli i niezawiązanym ciemnoszarym jedwabnym krawacie
przy rozpiętym kołnierzyku. - Zgubiłem górny guzik.
- Proszę. - Wręczyła mu ze słodkim uśmiechem hotelowy
minizestaw do szycia.
Jeśli chce, \eby mu pomogła, powinien ją odpowiednio
poprosić.
- Amelio - spróbował ponownie. - Czy byłabyś tak dobra i
przyszyła mi guzik? Proszę - dodał, widząc, \e nie poruszyła
się.
- Skoro tak milo prosisz...
Znalazła odpowiedni guzik oraz igłę z nawleczoną ju\
nitką i sięgnęła do kołnierzyka koszuli. Vaughan stał tak
blisko, a jego usta były zaledwie na odległość oddechu...
- Co robiłeś, kiedy byłam u kosmetyczki? - zapytała i
zesztywniała lekko, gdy usłyszała w odpowiedzi kłamstwo.
- Spałem.
Miał tak cudownie gładką skórę. Przyszywała guzik
dr\ącymi rękami, wiedząc, \e odtąd ta prosta czynność zawsze
ju\ będzie przywodzić jej na pamięć ową upajającą chwilę
bliskości tego mę\czyzny.
Jak łatwo byłoby poddać się i pozwolić sobie na rozkosz
choćby jednej jedynej spędzonej z nim nocy.
- Zrobione - oznajmiła.
Odstąpiła o krok, zatrzaskując sobie drzwi do
urzeczywistnienia tych marzeń.
Podziękował jej skinieniem głowy i z niewzruszonym
spokojem zawiązał krawat. Amelia, znacznie mniej.
opanowana, zniknęła w łazience. Umalowała usta i wło\yła
nieprawdopodobnie wysokie szpilki, po czym przejrzała się w
lustrze. Efekt był niemal zadowalający. Brakowało jedynie
biustonosza, ale nie zdecydowała się wyjąć go z walizki w
obecności Vaughana. Poprawiła więc tylko dość głęboki
dekolt i spryskała się odrobiną perfum.
- Mo\emy ju\ iść? - zapytała, wychodząc z łazienki.
Wzięła małą wieczorową torebkę, celowo nie patrząc w stronę
Masona, lecz wewnątrz cała płonęła. Po raz pierwszy od
tamtego namiętnego pocałunku byli sami w sypialni i
wiedziała, \e Vaughan te\ o tym myśli - ujrzała to w jego
wzroku, który odwa\yła się w końcu napotkać w lustrze, kiedy
poprawiała włosy.
- Wyglądasz... - Vaughan zamilkł na chwilę i przełknął
ślinę. - Wyglądasz cudownie.
Zawsze tak wyglądała, uświadomił sobie. Lecz
dzisiejszego wieczoru, pomimo błyszczących kolczyków i
starannie wymodelowanej fryzury, znów przypominała tę
kobietę, która tak nieoczekiwanie wtargnęła do jego gabinetu -
i do jego \ycia.
Spojrzał w ogromne oczy w drobnej twarzy, wokół której
wiły się pukle włosów, i nagle uświadomił sobie, na czym
polega ta ró\nica. Zamiast oficjalnego szarego \akietu miała
na sobie sukienkę przypominającą liliową bluzeczkę, w którą
była wtedy ubrana, odsłaniającą perłowe ramiona i cudowne
kobiece ciało.
Widział w lustrze, jak przy oddechu jej piersi wznoszą się
i opadają. Ju\ wcześniej jej pragnął, lecz teraz po\ądanie
wypełniało go bez reszty. Z przejmującą wyrazistością
przypomniał sobie smak jej ust, kształt piersi pod swoją
dłonią.
- Powinniśmy ju\ zejść na dół - powiedziała Amelia lekko
zdyszanym głosem, wcią\ odwrócona do niego plecami.
Vaughan na moment dotknął ustami jej gładkiego ramienia,
wdychając słodki zapach jej ciała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]