[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z nim wiązać.
- ByÅ‚em koszmarnym dzieckiem - zaczÄ…Å‚. - Z piekÅ‚a ro­
dem. Przynajmniej tak o mnie mówiono.
- Kto tak mówił? Twoi rodzice? ~ zdumiała się. Patrzyła
na niego rozszerzonymi oczami.
.- Rodzice, nauczyciele, dyrektor szkoły z internatem, do
której mnie wyekspediowali, gdy skończyłem dziesięć lat.
- Byłeś małym dzieckiem - wymamrotała. Nie chciała te-
R S
§0, jednak mimowolnie wyobraziÅ‚a sobie dziesiÄ™cioletniego
chłopca pozostawionego samemu sobie w obcym miejscu.
Musiał się tam czuć opuszczony i bardzo samotny.
- ByÅ‚em maÅ‚y, ale nie mogli sobie ze mnÄ… dać rady. Pew­
nie tak było.
-Ale czy nie...
- Czy nie powinni wybrać innego rozwiÄ…zania, mniej bez­
dusznego? Chyba mogli. Nie wiem tego, ale... W każdym
razie od tamtej pory nie mieszkaÅ‚em z nimi pod jednym da­
chem. Na lato wysyłali mnie na obozy.
Poczuła łzy w oczach. To pewnie z powodu buzujących
w niej hormonów. Przecież nawet głupia reklama w telewizji
wzrusza jÄ… do Å‚ez,
- Nie ma co się użalać. Nie chciałem wracać do domu.
Wołałem być na obozie.
- A co ze świętami Bożego Narodzenia?
- Ach, Boże Narodzenie. Zwykle wyjeżdżaliśmy na narty.
Przez caÅ‚y dzieÅ„ byÅ‚em pod opiekÄ… instruktora, wiÄ™c mie­
li spokój.
-To straszne. Niemożliwe, żebyś był aż tak nieznośny! -
obruszyła się.
- Niemożliwe? Nie byÅ‚bym taki pewny. A jeÅ›li nasze dziec­
ko też bÄ™dzie takie nieujarzmione? Co zrobisz, jeÅ›li nie zdo­
Å‚asz go okieÅ‚znać? Chyba sama widzisz, że powinniÅ›my trzy­
mać wspólny front. Dlatego musimy się pobrać.
- To po to byÅ‚o to wszystko? Jeszcze jedno podejÅ›cie, że­
by mnie przekonać? - zaatakowała go, czując, że ponownie
dała się podejść.
- Chciałem ci wyjaśnić, dlaczego jestem taki w stosunku
do kobiet. Dlaczego tak się przed nimi bronię. Wiem, że za-
R S
wsze miałaś mi za złe, że je porzucam. Wysyłałaś im kwiaty,
pisałaś liściki, odbierałaś ich telefony. Widziałem po twoich
oczach, że ci to nie w smak. Powiem ci wiÄ™c, choć może za­
brzmi to jak opinia domorosÅ‚ego psychologa, że chyba ba­
łem się, że to ja zostanę porzucony. Znowu. Dlatego wolałem
zrobić to pierwszy. - Domyślał się, że ta jego psychoanaliza
nie wzbudzi w niej entuzjazmu, ale trudno. - Przepraszam,
że tak cię zamęczam. To takie bzdury.
- Raczej stwierdzenia bardzo bliskie prawdy - rzekÅ‚a za­
myślona. - Myślisz, że z czasem uda ci się to przełamać?
- Wolę myśleć, że już to zrobiłem - odparł. - Bo chcę, byś
mi zaufaÅ‚a. Szczerze mówiÄ…c, nie chciaÅ‚em teraz o tym opo­
wiadać, samo tak wyszło. Chciałem ci tylko uzmysłowić, że
dziecko, które nosisz, też może być takie niesforne. Ale jakie­
kolwiek będzie, nie mam zamiaru od niego odejść. Ani od
ciebie. Przemyśl to sobie, proszę.
- Cały czas się starasz, bym nie mogła myśleć o niczym
innym - rzekła z przekąsem.
- To dobrze - podsumował. - To mieszkanie jest nawet za
duże jak na jednÄ… osobÄ™. Dwie sypialnie, trzy Å‚azienki, gabi­
net, taras. Nie potrzeba mi aż tyle przestrzeni.
Zerknęła na niego z ukosa. Wyciągnął rękę.
- To było tylko stwierdzenie faktu. Nic poza tym. Zresztą
w tym budynku zabronione jest mieszkanie z dziećmi.
- Rozumiem.
WiedziaÅ‚, że wcale nie rozumie, ale nie bÄ™dzie jej wyjaÅ›­
niać, że nie jest aż tak przywiązany do tego mieszkania.
Odpowiadało mu, gdy był sam. Być może nadal będzie
sam, jeśli Claudia za niego nie wyjdzie, jednak na pewno
zmieni swój tryb życia. Nie będzie już taki rozrywkowy
R S
jak dotÄ…d. Jest gotów od razu kupić dom na przedmieÅ›­
ciach. Dom z dużym ogrodem. Niech tylko Claudia zmie­
ni zdanie. Zresztą nawet jeśli tego nie zrobi, i tak będzie
musiał rozejrzeć się za miejscem, gdzie będzie spędzać
weekendy z dzieckiem.
MyÅ›l, że może być samotnym ojcem, nie byÅ‚a przyjem­
na. Wyobraził sobie dziecko wożone od jednego z rodziców
do drugiego, raz w jednym domu, raz w drugim. Aż skręcał
się ze złości. Miał nadzieję, że opowiadając jej swoją historię,
uzmysłowi jej, jak ważne jest to, by się pobrali. Nie chciał jej
litości, nie chciał, by zaczęła się nad nim użalać. Dlatego nie
mówiÅ‚ o swoich uczuciach i samotnoÅ›ci. Specjalnie je baga­
telizował. Jednak nic z tego nie wyszło.
Jest zdecydowana, by za niego nie wyjść. Bo nie łączy ich
miłość. I jak z tym dyskutować? Owszem, jest to przykre, ale
czy to aż taki problem? Claudia jest wspaniałą osobą, można
ją pokochać. Na pewno prędzej czy pózniej znajdzie się ktoś,
kto odda jej serce. KtoÅ› inny? KtoÅ› inny miaÅ‚by stać siÄ™ oj­
cem dla jego dziecka? Niedoczekanie. Nie zniósłby tego. Ale
jeśli tak by się potoczyły ich losy? Musi ją przekonać, żeby za
niego wyszła. To jedyne rozwiązanie.
Przeszedł mu apetyt. Zjadł kilka kęsów. Gdy skończyli
Å›niadanie, ruszyli na zakupy. Objechali kilka sklepów wybra­
nych przez Claudię. Z długiej listy Claudia skreślała kolejne
rzeczy. Aóżeczko, blat do przewijania, fotelik samochodowy,
nosideÅ‚ko, wózek, przenoÅ›ne łóżeczko, koÅ‚yska, przeÅ›cierad­
ła, kocyki... niemal nie było końca.
Gdy podeszli do kasy, wyjÄ…Å‚ jej z rÄ™ki kartÄ™ i podaÅ‚ kasje­
rowi swoją. Claudia zaoponowała, ale nie dał się przekonać.
-Nie upieraj się - powiedział cicho. - Wiem, ile zara-
R S
biasz, a ty doskonale wiesz, że to dla mnie nie będzie żaden
uszczerbek. Więc nie protestuj, bo i tak postawię na swoim.
Sprzedawca nie krył rozbawienia.
- Pierwszy raz mi siÄ™ zdarza, by rodzice spierali siÄ™, kto
ma zapłacić. Szczęśliwe dziecko, że ma takich kochających
i hojnych rodziców.
Szczęśliwe dziecko. Ma dwoje rodziców. Te sÅ‚owa zawi­
sły w powietrzu.
Joe nie patrzył na Claudię, gdy chowała kartę do torebki.
- Zabierzecie paÅ„stwo te rzeczy od razu? - zapytaÅ‚ sprze­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • reyes.pev.pl