[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dzień dobry. Ja tylko... pani wybaczy, ale... - bąkałem jak
uczniak przy
łapany w miejscu przeznaczonym wyłącznie dla dorosłych - ... przechodzi
łem tędy i.,.
- Pan pierwszy raz? Nic nie szkodzi.
- Ja chciałbym tylko zapytać...
57
- Ależ oczywiście - nie pozwoliła mi dokończyć. - Po to właśnie jestem,
by zaspokoić pańską ciekawość. Nasza placówka czynna jest od
niedawna, więc trudno się dziwić... Ale nie będziemy przecież rozmawiać
na stojąco. Mamy tu małą kawiarenkę dla naszych gości. Usiądziemy tam
sobie wygodnie... Proszę, proszę dalej. Ja poprowadzę.
Musiała być całkiem pewna tego, co zrobię, gdyż znikając w ciemnym
przejściu, które dopiero teraz zauważyłem, nie obejrzała się nawet, czy za
nią idę. Znała, widać, dobrze siłę sugestii i umiała ją wykorzystać, choć prze-
cież mało brakowało, bym odwrócił się na pięcie i wybiegł na ulicę. To był mój
pierwszy odruch, kiedy znów na moment zostałem w hallu sam. Po chwili wa-
hania pomyślałem jednak, że skoro już tu trafiłem, warto by przy okazji... I to
trzeba kiedyś poznać, więc - raz kozie śmierć.
Kawiarenka istotnie była mala - cztery, najwyżej pięć stolików
otoczonych klubowymi fotelami, chyba jakaś szafka... Niewiele więcej.
Gdzieś z oddali, jakby zza ściany dobiegała cicha i spokojna muzyka, co w
połączeniu z panującym wewnątrz półmrokiem stwarzało swoisty nastrój
intymności - zwłaszcza że byliśmy tylko we dwoje.
Siadając, próbowałem wyobrazić sobie dalszy bieg wypadków. Samokry -
tycznie muszę przyznać, iż była to wizja dosyć podniecająca, jakkolwiek wie-
działem, że nie będzie mi wolno posunąć się za daleko. Wszystko było zbyt
tajemnicze, by nie powiedzieć wprost - podejrzane. Zresztą gdyby nawet tak
nie było,,.
- A może ma pan ochotę na kieliszek koniaku? - zapytała
dziewczyna, wy
chylając głowę z drugiego pomieszczenia, gdzie poszła, aby zaparzyć kawę,.
którą z przyjemnością zgodziłem się wypić.
- Nie, nie. Dziękuję. I tak już niepotrzebnie narobiłem pani kłopotu.
- Ależ skąd? Jaki tam kłopot - zaoponowała, pojawiwszy się z tacą
w ręku,
na której stały dwie filiżanki i - chociaż podziękowałem - dwa kieliszki
konia
ku. Dziewczyna zestawiła je zręcznie na stolik, po czym usiadła z drugiej jego
strony. Milczała.
W kieszeni marynarki odnalazłem pudełko papierosów, wyjąłem je, otwo-
rzyłem i podsunąłem dziewczynie. Odmówiła skinieniem głowy. Zapaliłem
więc sam, głęboko zaciągając się słodkawym dymem. Celebrowałem tę
czynność wyjątkowo długo, żeby zyskać na czasie. Sytuacja stawała się bo-
wiem dla mnie coraz bardziej kłopotliwa. Ostentacyjne milczenie dziewczyny
świadczyło wyraznie, że czeka na jakieś moje pytanie, ja zaś zupełnie nie
58
wiedziałem jak zacząć, by nie zdradzić swym zachowaniem, iż zaszło niepo-
rozumienie, a jednocześnie, by wszystko wyglądało jak najbardziej natural-
nie. Niestety, umiejętność zawierania znajomości nie była moją mocną stro-
ną. Pozostawało zatem również milczeć. Z pewnością nie robiło to dobrego
wrażenia, ale przynajmniej było bezpieczne. Na szczęście dziewczyna sama
po chwili przystąpiła do rzeczy:
Proponuję, abyśmy na początek wyjaśniii podstawową sprawę -
powie
działa, uśmiechając się ze zrozumieniem dia mojej nieśmiałości - Otóż
na
sza dralnia, jak wskazuje zresztą sama nazwa, zajmuje się darciem, czy też
mówiąc ogólnie - niszczeniem.
Niszczeniem? - nie potrafiłem ukryć
zdumienia.
- Tak. Nie przesłyszał się pan - niszczeniem.
- Nie rozumiem.
- Ja wiem, że w pierwszej chwili wyglądać yo może dziwnie, a nawet
śmiesznie, ale proszę się nie śmiać, gdyż wbrew pozorom sprawa jest
poważna nie należy jej lekceważyć.
Oczywiście - powiedziałem najpoważniej, jak tylko umiałem,
choć nic
brzmiało to, zdaje się, całkiem przekonywająco.
- Zdaję też sobie sprawę, że nazwa nie jest istotnie najlepsza, ale,
przyzna pan, ma dwie zasadnicze zalety: jest krótka i prosta. - To się
zgadza.
Myśli pan, że lepiej byłoby na przykład: Państwowe
Przedsiębiorstwo Zastępczego Niszczenia Nieruchomości i Przedmiotów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]