[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nione usta, wiedział, że należą do siebie i nic tego
nie jest w stanie zmienić. Poczuł w sobie żar,
jakiego nie znał do tej pory. Całował i pieścił jej
ramiona, szyję i wiedział już na pewno, że nie
ucieknie przed tą miłością. Ani on, ani ona. Wziął ją
na ręce i wbiegł po schodach na górę.
 Jedyna moja, najdroższa  szeptał żarliwie,
całując jej miękkie włosy.  Tak bardzo cię ko-
cham... Zawsze cię kochałem i zawsze będę cię
kochał i nigdy o tym nie zapominaj. Jesteś moja
i tylko moja, na zawsze...
Jego usta i dłonie jak oszalałe wędrowały po jej
ciele, niecierpliwe, zachłanne i żądne spełnienia.
Ich ciała połączyły się w miłosnym uścisku i stały
się jednością, której już nikt i nic nigdy więcej nie
miało rozłączyć.
Kiedy Caid otworzył oczy, za oknem właśnie
158
świtało. Pogładził nagie ramiona Jaz i mocno przy-
cisnął ją do siebie.
 Zpisz, kochanie?  szepnął.
 Nie  odparła z błogim uśmiechem  nie śpię.
Ta noc była naprawdę cudowna  dodała, gładząc
delikatnie jego tors.
 Cudowna? Ale czy na tyle cudowna, byś
zmieniła zdanie i chciała pojechać ze mną do
Stanów?
Zmroziło ją to pytanie, nie chciała teraz o tym
wszystkim myśleć. Chciała napawać się swoim
szczęściem i na razie nie wracać do rzeczywistości.
To wszystko było przecież tak bardzo nierealne.
Leżała obok Caida, zamknięta w jego ramionach,
które stanowiły jej własny, odrębny świat. Może ten
świat był delikatny i kruchy niczym mydlana bańka,
ale nie chciała się teraz nad tym zastanawiać, nie
chciała niczego zepsuć. To nic, że ten świat nie miał
szansy na przetrwanie, to nic... Do oczu Jaz napłynęły
łzy. Dlaczego nie mogło się to jakoś ułożyć?
Dlaczego Caid nie mógł być inny? Zamknęła oczy.
Kochała w nim wszystko, a jednak nie mogłaby
dzielić z nim życia na wsi.
 Kocham cię bardziej, niż mogą to wyrazić
słowa, Jaz, i pragnę, byś została moją żoną i matką
moich dzieci  szepnął gorąco.  Jedz ze mną,
proszę, przynajmniej daj nam szansę  błagał.
 Przecież zawsze będziesz mogła wrócić, Jaz...
Jedz ze mną!
Jego głos był przekonujący, mówił żarliwie
159
i z pasją, ale znała go już dobrze i nie mogła dać się
zmylić.
 Wiesz, że nie mogę tego zrobić i, niezależnie
od wszystkiego, przed świętami nie mogę stąd
wyjechać.
Spojrzał na nią z żalem, a wtedy przypomniała
mu:
 Nie pamiętasz? Zwięta to najgorętszy okres
w ciągu całego roku. Nie mogę tak po prostu wstać
i wyjść, zostawiając ich z tym wszystkim samych.
 Więc przyjedz choć na kilka dni, na święta
i Nowy Rok...
 Wiesz, że to niemożliwe, dlaczego mnie o to
prosisz? Pracuję do Wigilii włącznie, a zaraz po
świętach zaczynają się różne akcje promocyjne.
Będzie zmiana dekoracji i tak dalej. Nie mogę...
żądasz ode mnie rzeczy niemożliwych. A poza tym
są jeszcze moi rodzice...
 Twoi rodzice? Uważam, że nie masz wobec
nich żadnych zobowiązań. Teraz dopiero zro-
zumiałem, co przeszłaś w domu rodzinnym.
To naprawdę dało mi do myślenia. Ile razy
musiałaś czuć się kompletnie opuszczona i sa-
motna, zagubiona w tym wszystkim i nieszczę-
śliwa. Ale przecież z nami jest całkiem inaczej,
nie będziesz musiała ze mną przechodzić tego
raz jeszcze, nie obawiaj się...
Jaz poczuła, jak jej serce zamienia się w kawałek
lodu. Wiedziała, że nie wolno jej ulec, doskonale
pamiętała, jak w ogóle nie potrafił jej zrozumieć,
160
jaka była z tego powodu nieszczęśliwa. Miał takie
same poglądy jak jej ojciec. Niczym się od niego nie
różnił. Wzięła głęboki oddech.
 Nie, Caid, to niemożliwe. Nie rozumiesz, że tu
nie chodzi tylko o nas, o ciebie i o mnie?
 Co masz na myśli?
Poczuła, jak jego ciało sztywnieje, jak wdziera
się między nich dobrze znany jej chłód. Odsunęła
się od niego.
 Zaraz ci powiem, co mam na myśli.  Jaz
mówiła powoli, starannie dobierając słowa.  Uwa-
żam, że ta cała sprawa nie dotyczy tylko ciebie
i mnie. Odebrałam w dzieciństwie bolesną lekcję,
tak jak i ty, i wiem, że sama miłość nie wystarczy.
Moi rodzice bardzo mnie kochali, a mimo to do-
prowadzali mnie do skrajnej rozpaczy. Nigdy nie
miałam prawa podążać drogą, jaką sobie wybrałam,
zresztą do dziś nie dają mi spokoju, chcieliby,
żebym wróciła do nich... Ale to już nie chodzi
o mnie... Nie chcę, żeby moje dzieci przeżyły
podobny dramat...
Caid zmarszczył brwi.
 Nigdy nie zrobiłbym czegoś podobnego moim
dzieciom.
 Jesteś tego pewien? A co, gdyby nasze
córki chciały wybrać karierę zawodową w mieście?
Co powiedziałbyś wtedy? A co one by czuły,
gdyby ojciec, którego kochają, nie potrafił za-
akceptować ich wyboru? Chcesz powiedzieć,
że dałbyś im to, czego mnie odmawiasz? Nie
161
wierzę. Sam rozumiesz, że nie mogę mieć z tobą
dzieci, Caid. A żyć z tobą i nie mieć dzieci...  Po
policzkach Jaz popłynęły łzy.
 Jaz, proszę  szepnął Caid.  Nie potrafię
zmienić tego, co czuję.
 Wiem  powiedziała cicho.
 Zarezerwowałem na jutro lot, to nasza ostatnia
szansa...
 Wiem  odparła już spokojnie.  Wiem, ale nie
mogę nic zrobić, tak jak ty nic nie możesz zrobić.
Ten problem zawsze będzie nas prześladował i roz-
dzielał, nigdy nie zniknie.
 Dokąd idziesz?  zapytał zdziwiony, gdy wsta-
ła z łóżka.
 Mamy już nowy dzień, Caid, wiatr ustał i prze-
stało padać. Dotarliśmy do rozstaju dróg, każde
z nas pójdzie w swoją stronę.  Walczyła ze sobą,
żeby się nie rozpłakać. Będzie miała jeszcze całe
życie, żeby opłakiwać tę utraconą miłość. Teraz
musi być twarda.
ROZDZIAA DWUNASTY
 Mamo, naprawdę nie przypominam sobie, czy
choć raz spędziliśmy wspólnie święta Bożego Naro-
dzenia. Pamiętam, że dostałem od ciebie fotografię
z Australii, na której głaskałaś misia coala, z życze-
niami wesołych świąt. Potem była kartka świątecz-
na z Indii, gdzie musiałaś załatwiać jakieś nie-
słychanie ważne sprawy, potem znowu życzenia
świąteczne z Chin...  Te bolesne wspomnienia
wystarczyły całkowicie, by jeszcze raz utwierdzić
się w przekonaniu, że decyzja rozstania z Jaz była
słuszna.
 Posłuchaj, Caid  w oczach matki widoczny
był ból  kiedy byłeś dzieckiem...
 Nigdy nie miałaś dla mnie czasu, zawsze były
sprawy ode mnie ważniejsze  przerwał jej bez-
ceremonialnie.  Twoja praca i twoja samoreali-
zacja były ponad wszystko.
 Nie znasz całej prawdy. Razem ze zdjęciem
misia coala przysłałam bilety na samolot, żeby twój
163
ojciec przyleciał wraz z tobą do Australii. Wszystko
było już ustalone, nawet przygotowałam dla was
przyjęcie, ale twój ojciec w ostatniej chwili zmienił
zdanie i nic na to nie mogłam poradzić... I tak
właśnie wyglądało całe moje życie z tym człowie-
kiem... A kiedy byłam w Indiach, miałam zamiar
wrócić, ale wylądowałam w szpitalu, byłam ciężko
chora na dyzenterię.
 Zwietnie, a co było w Chinach?  zapytał Caid
zirytowany.
 W Chinach zaczęłam już wątpić w sens mo-
ich przedsięwzięć, zaczęłam się poddawać. Wy-
słałam ci nagranie na wideo, na którym próbowa-
łam ci to wszystko jakoś wytłumaczyć. Jak sądzę,
nigdy nie widziałeś tego nagrania. Tak bardzo
chciałam, żebyś przyjechał do mnie, żebyś przy
mnie był. Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocha-
łam i potrzebowałam. W końcu zrozumiałam, że
niezależnie od tego, co zrobię i jak bardzo będę
się starała, nigdy nie przekonam twojego ojca, by
pozwolił mi być z tobą, nacieszyć się moim sy-
nem...
 Co ty mówisz? Słyszałem przecież, jak roz-
mawiał z tobą przez telefon, jak cię błagał, żebyś
wróciła... Wiele razy byłem przy tych waszych
rozmowach. Po odłożeniu słuchawki ojciec mówił
zawsze: ,,Nie martw się, synu, znajdę jakiś sposób,
żeby przekonać mamę  .
 Och, Caid, twój ojciec i ja nigdy nie powinniś-
my się pobierać.
164 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • reyes.pev.pl