[ Pobierz całość w formacie PDF ]
To oburzające! zawołał Cortejo. W tym, co pan mówi, nie ma słowa
prawdy&
Jeszcze pan tego po\ałuje dodał Landola. Doktor uśmiechnął się.
Nie wyobra\ajcie sobie, seniores, \e mnie oszukacie i zastraszycie. Zaraz wam
udowodnię, \e się nie mylę.
Z małej szufladki biurka wyciągnął jakąś fotografię i im pokazał. Ku satysfakcji
Hilaria nie umieli ukryć przera\enia, ale jeszcze nie kapitulowali.
Do pioruna! zawołał Landola. Nie znam tego człowieka!
Ani ja! dodał Cortejo.
Naprawdę?
No wyjąkał Cortejo. Mo\e jest trochę do mnie podobny, ale&
Tylko trochę?
W ka\dym razie to nie ja.
Nie mamy więc o czym mówić. Jest to fotografia Gasparina Corteja z Manresy czy
z Rodrigandy. Poniewa\ jednak nastąpiła pomyłka, proponuję rozstać się w zgodzie. A Dios,
seniores!
Schował fotografię do szuflady i zamknął starannie biurko. Landola i Cortejo spojrzeli
po sobie bezradnie.
Chwileczkę, senior! poprosił Cortejo. Czy mo\e mi pan odpowiedzieć na
jedno pytanie?
Nie mamy ju\ sobie nic do powiedzenia!
A jednak& Do kogo nale\y ta fotografia?
Do mnie. Otrzymałem ją kiedyś od pewnego pacjenta. Miał na imię Mariano.
Landola zmienił się na twarzy.
Mariano?! krzyknął. A nazwisko?!
Ten młodzieniec przeszedł dziwne koleje losu. To rodowity Hiszpan, ale u\ywał
nazwiska de Lautreville.
Jak go pan poznał?
Pewien kolega prosił mnie, bym się nim zajął.
Lekarz?
Tak, doktor Sternau, Niemiec.
Nie mo\e być! tym razem Cortejo a\ poczerwieniał z wra\enia. Zna go pan
mo\e?
Słyszałem o nim jako o&
Nie dokończył zdania, bo Landola ścisnął go mocno za ramię i syknął, obrzucając
Hilaria nienawistnym spojrzeniem:
Ani słowa więcej! Tu zwrócił się do Corteja: Czy\ nie widzi pan, \e on bawi
się nami jak kot z myszą?!
Doktor uśmiechnął się ironicznie.
Powiada senior, \e się wami bawię? A więc zamieniliśmy się rolami. Przecie\ to
wy chcieliście zabawić się moim kosztem! Czy ta maskarada, fałszywe nazwiska i rzekoma
nieznajomość osób, o których tu była mowa, nie są dowodem, \e usiłowaliście zakpić ze
mnie?
Nieprawda! Musieliśmy tylko zachować ostro\ność!
Dość tego krętactwa! Pytam po raz ostatni: czy senior jest kapitanem Landolą?
Do stu tysięcy diabłów! Ju\ mi wszystko jedno! Tak! Jestem Enrique Landolą!
Doskonale! Pan zaś to Gasparino Cortejo?
Tak!
Nareszcie! Wyjaśnijcie mi więc, proszę, co was sprowadza do Meksyku.
Przecie\ pan wszystko wie! pienił się Landolą. Tylko kto, na litość boską,
powiedział to panu?!
Uderzył pięścią w stół. Doktor zmarszczył brwi.
Wypraszam sobie te krzyki. Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś ode mnie, musicie
zachowywać się przyzwoicie. Zapamiętajcie to sobie! A teraz usiądzcie, porozmawiamy
spokojnie. Naprzód kilka pytań. Pierwsze: kto was do mnie przysłał?
Traper Grandeprise odparł Landola.
Gdzie\eście go spotkali?
W Veracruz, u naszego agenta Gonsalvy Verdilla.
Gdzie on jest teraz?
W stolicy.
Co tam robi?
Ró\ne łajdactwa, z powodu których kark złamie. Popełnił pan głupstwo,
zawierzając temu człowiekowi. Ani uczciwy, ani pewny.
Czy uwa\a senior, \e jest mniej uczciwy od pirata?
Do stu piorunów! wrzasnął Landola. Sądzi pan, \e pirat musi być kanalią? O
nie, pirat ma swoje zasady!
A Grandeprise nie? Oszukał was? Zdradził?
Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie. Nic właściwie o panu nie wiemy.
Nazywają mnie doktorem Hilariem.
To za mało, by panu ufać.
O tym łatwo mo\ecie się przekonać.
No więc: senior jest naszym przyjacielem czy wrogiem?
Jasne, \e przyjacielem! Czy\ wróg mógłby znać wasze wszystkie tajemnice?
Obaj potrząsnęli głowami z niedowierzaniem.
Niech więc pan mówi. Słuchamy!
Otó\ zaczął doktor z przebiegłym uśmieszkiem niejaka Maria Hermoyes i
niejaki Pablo Arbellez mieli pod swoją opieką małego chłopczyka. Dziecko to zamieniono w
Barcelonie na syna pewnego mał\eństwa: Gasparina i Clarisy Cortejów&
Do licha! Skąd pan o tym wie? nie wytrzymał Cortejo.
Niech pan nie przerywa! Odtąd hrabia Fernando wychowywał w Meksyku
fałszywego Alfonsa& Ale co tu du\o gadać! Znam wszystkie wasze łajdactwa! I historię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]